Polacy coraz częściej wybierają dyskonty i sieciowe sklepy osiedlowe, chętnie kupują u małych przedsiębiorców. Nie chcą stać w kolejkach, tracić czasu na krążenie po wielkim sklepie. Nie chcą też robić dużych jednorazowych zakupów i marnować żywności. Hipermarkety są w kryzysie.
To ważny moment w branży FMCG – koncepcja hipermarketów przechodzi największy w historii kryzys. Stoją za nim zmieniające się przyzwyczajenia klientów, chęć zaoszczędzenia czasu i wzrost świadomości dotyczącej zachowań konsumpcyjnych, a także działania proekologiczne związane z walką z marnowaniem żywności.
Niedawno polski oddział Tesco poinformował o zamknięciu pięciu kolejnych sklepów – odkąd sieć rozpoczęła restrukturyzację, której celem jest wpasowanie się w nowe potrzeby konsumentów, zamknięto 123 sklepy. Tę oznakę kryzysu w koncepcji hipermarketów potwierdzają wyniki badań – według GfK Polonia Panel Gospodarstw Domowych, sprzedaż w sklepach tego formatu spadła w ciągu roku o 2,3 proc. W tym czasie dyskonty odnotowały 8,2 proc. wzrostu, a sklepy osiedlowe – 4,6 proc.
Eksperci wskazują na kilka przyczyn, dla których coraz rzadziej wybieramy hipermarkety.
– Klienci już nie chcą tracić czas na eskapady do hipermarketów, ani nie są już chętni do dużych, jednorazowych wydatków. Stąd od lat popularność przesuwa się w stronę supermarketów, a przede wszystkim dyskontów, które świetnie opanowały oferty specjalne czy tematyczne, proponując tym samym szeroki asortyment w niedużym sklepie – tłumaczy dla „Business Insider” Agnieszka Górnicka, prezes Inquiry.
Nie bez znaczenia jest także zakaz handlu w niedzielę i nowe potrzeby klientów, którzy szukając wysokiej jakości żywności ekologicznej, odwiedzają lokalne sklepy i targi. Wzrost świadomości dotyczący marnowania żywności i konieczność segregowania śmieci wpływa na zachowania konsumentów, którzy znacznie uważniej oglądają produkty, ich skład, sposób opakowania.
– Spójrzmy tylko jacy operatorzy spożywczy rozwijają się najszybciej w ostatnich latach – często są to sieci supermarketów, takich jak Dino, Topaz. Ostatnio słychać o rozwoju sieci Arhelan, która wychodzi ze swojego lokalnego matecznika na pozostałe województwa. Małe sklepy są bardziej elastyczne i są w stanie szybciej odpowiadać na oczekiwania klientów – przekonuje Michał Malicki, ekspert ds. rynku handlowego w Colliers International.
Źródło: businessinsider.com.pl; www.swiatoze.pl
Brawo dla myślących!!!! Nasze małe sklepiki wypierają te cholerne molochy, które nas trują!!!! Lokalni producenci na wyżyny a molochy – żegnamy