Rynek jabłek to gra w szachy, i to od racjonalnych i przemyślanych pierwszych ruchów zależy całe rozstrzygnięcie sezonu. Tragedii, jaka może czekać sadowników można zapobiec. Należy jednak nie ulegać panice i dyktaturze zakładów przetwórczych, czy kupujących jabłka deserowe.
To od sadowników zależy jak będą przebiegać dostawy jabłek. Jeśli sadownicy wykazaliby się solidarnością, to sytuacja z cenami za jabłka może się odwrócić, i to właśnie sadownicy przejęliby dyktaturę cenową.
Co roku obraz, jaki widzimy, gdy ceny jabłek przemysłowych spadają, to długie kolejki na skupach. Niestety, jeśli nic nie zmieni się w mentalności sadowników, to kolejny sezon będzie przegrany.
Jabłka przemysłowe: Sadownicy i Związki organizują strajki na skupach i pod zakładami, ale czy to coś daje?
Sam strajk sam w sobie nie zablokuje dostaw jabłek na tydzień, miesiąc, strajk przede wszystkim ma na celu dotarcie do szerszej grupy sadowników i zwrócenie uwagi na problem. Oczywiście, sceptycy powiedzą „Strajki nic nie dadzą”, ale w strajkach należy się wsłuchiwać i zrozumieć, że są one formą przekazu informacji na dużą skalę, a to, czy dostawy będą zablokowane zależy, od słuchających strajków (nawet tych słuchających online).
Ten, rok będzie wyjątkowo trudny dla sadowników i nie dlatego, że wojna na Ukrainie, nie dlatego, że był Covid, ale dlatego, że tak wysokich kosztów życia, produkcji i utrzymania się w branży jeszcze nie było!
Kiedyś mówiono, że 50 groszy za kilogram jabłka przemysłowego to dużo, a 1,50 złotych za jabłka deserowe to odpowiednio. Czy przy obecnych stawkach za prąd, wodę, paliwo, nawozy, koszty pracowników, kredytów – taka cena deseru i przemysłu to dużo? Zastanówcie się i policzcie. Mało, kto z sadowników rzetelnie liczy swój czas pracy, amortyzuje koszty związane z zakupem ziemi, ciągników maszyn, czy budowy chłodni.
Dla przykładu, analizując, pracownikowi płacimy 15 złotych za godzinę, pracuję 8 -10 godzin, załóżmy 5 dni w tygodniu (chodź wiemy, że realia bywają różne). Miesiąc pracy takiego pracownika to dla nas wydatek rzędu około 3000 tys. złotych.
Gospodarz (mam na myśli sadownik) pracuje 10 – 16 godzin, 7 dni w tygodniu, wykonując często specjalistyczne czynności wymagające pozwoleń, których nie wykona zwykły pracownik, a więc jego wynagrodzenie w stosunku do kwalifikacji też powinno być wyższe. Załóżmy 18 złotych za godzinę. Miesiąc pracy sadownika w gospodarstwie można śmiało wycenić na około 8 000 tys. złotych.
Każda czynność jaka wykonywana jest przez Was w gospodarstwie to praca, a za każdą pracę należy się wynagrodzenie. Czy Wasze wynagrodzenie uwzględniacie w kwotach jakie otrzymujecie za jabłka? Czy, jabłka sprzedawane mają jedynie pozwolić na zapłacenie kredytu, prądu, pracowników, nawozów i ŚOR?
Niestety ten, rok to rok, gdzie trzeba umieć liczyć! I chociaż, mówimy, że przemysł nie jest istotny dla sadownictwa, że to odpad, którego się nie powinno zbierać. To prawda jest taka, że praktycznie każdy go zbiera i sprzedaje, bo z tego „odpadu”, często ma na pokrycie siły roboczej, zapłacenie prądu, czy utrzymanie swojej rodziny jesienią.
Wojna cenowa w branży już się zaczęła, bo ceny za jabłka z przerywki są już podyktowane przez przetwórnie. Następnym ruchem będzie dyktatura cenowa za jabłka deserowe… Nie bądźmy kolejny rok niewolnikami strategii cenowej przetwórni i kupujących jabłka deserowe!
gospodarz 7 dni w tygodniu po 16 h człowieku co ty palisz bo zazdroszczę
Proszę poprawić wyliczenia kosztów pracy. Nikt w sądzie nie zarabia w milionach.