To pytanie zadaje sobie dziś wielu sadowników, sytuacja w jakiej znaleźliśmy się w tym roku jest naprawdę dramatyczna. Cena jabłka przemysłowego wynosi obecnie kilka groszy, a olbrzymie kolejki na skupach tylko umacniają w przekonaniu, że w najbliższym czasie nie wzrośnie. Jakby tego było mało zakłady przetwórcze zapowiadają, że wcale nie będą skupować jabłek.
Jeśli chodzi o nasz najważniejszy produkt czyli jabłka deserowe również trudno patrzeć z optymizmem w przyszłość. Obecnie handlowcy mają problem ze znalezieniem rynku zbytu na jakąkolwiek odmianę, a i ceny nie gwarantują zysku, czy nawet pokrycia kosztów produkcji.
Niektórzy sadownicy rezygnują z zatrudnienia pomocników przy zbiorach ze względu na zbyt wysokie koszty. Zatrudnienie kilku osób przy obecnych cenach jabłek to dla wielu koszt przekraczający możliwości finansowe gospodarstwa. Z bólem serca mówią o tym, że jabłka, o które dbali przez cały sezon pozostaną na drzewach.
Ci którzy postanowili zamknąć towar w chłodniach i przeczekać gdybają i kalkulują czy będzie to opłacalne przy zapowiadanej od nowego roku ogromnej podwyżce cen prądu.
Kilka miesięcy temu apelowaliśmy do Ministra Rolnictwa o uruchomienie mechanizmu wycofywania owoców z rynku na bioenergię, tak aby nadwyżka jabłek tego rynku nie psuła.
,,Nie widząc reakcji Rządu, w czasie letnich protestów, kiedy już wiedzieliśmy, że zbiory będą wysokie wystąpiliśmy z postulatem uruchomienia wycofania 500 tys, ton jabłek z przeznaczeniem na niespożywcze zagospodarowanie. Mieliśmy na myśli przeznaczenie ich na wyprodukowanie bioenergii. np. biogaz, alkohol itp. Uważaliśmy, że jest to konieczne do uratowania rynku przed dominacją przetwórni. Zamysłem tego pomysłu było 'zdjęcie’ z rynku 500 tys. ton jabłek i stworzenie przez to konkurencji dla przetwórni. Sadownik powinien mieć wybór, gdzie ma skierować swoje owoce..” mówi Mirosław Maliszewski.
Strona rządowa nie do końca zrozumiała nasz pomysł i zapowiedziała jednak skup interwencyjny na przetworzenie spożywcze, a hasło : ,,25 gr -firma Eskimos” spowodowało wrzawę w środowisku sadowniczym. Opublikowana została lista punktów, które mają te jabłka dla firmy Eskimos skupować. Niestety obecnie bardzo trudno skontaktować się z samą firmą Eskimos czy z podmiotami skupującymi owoce. Po prawie miesiącu od ogłoszenia przedsięwzięcia wciąż więcej niewiadomych niż konkretów, a ceny jabłek cały czas spadają.
Nadal nie wiadomo na jakiej podstawie będzie można wstawiać jabłka w ramach tego mechanizmu, obawy budzi też brak jakichkolwiek informacji o terminach płatności. Biuro Związku Sadowników RP odbiera kilkanaście telefonów dziennie od sadowników wyrażających swoje ogromne niezadowolenie. Brakuje ustaleń co do odbioru jabłek od punktów skupu i nie wiadomo gdzie dalej trafią.
Dużo wątpliwości nasuwa się także jeśli chodzi o wysokie wymogi dotyczące skupowanych jabłek. Apelowano, aby wstrzymać się dostawami i opóźnić je nawet do grudnia, tymczasem w wymaganiach czytamy, że jabłka nie mogą mieć żadnych uszkodzeń ani oznak zgnilizny…
Sadownicy zastanawiają się też w jaki sposób jabłka będą sprawdzane pod względem jakościowym? Czy dodatkowo nie wydłuży to całego procesu? Wiele niewiadomych i brak jasno określonych zasad skupu dodatkowo pogłębia frustrację sadowników.
źródło : https://polskiesadownictwo.pl/index.php/component/k2/item/1209-co-dalej-z-jablkami
A w marketach królują zagraniczne owoce. Potrzebna duża promocja polskiego jabłka .