w

Krzysztof Czarnecki: najbardziej ucierpiały czereśnie i wiśnie…

Rozmowa z Krzysztofem Czarneckim –Wiceprzewodniczącym Zarządu Głównego Związku Sadowników Rzeczypospolitej Polskiej w Życie Żyrardowa :

Już jesteśmy po pierwszych przymrozkach, gdyż „zimna Zofia” przyszła w tym roku już na początku kwietnia, kiedy rozpoczęła się wegetacja drzew. W większości sadów wiosenne przymrozki spowodowały zniszczenia, chociaż w naszym rejonie – jak na razie straty nie są zbyt wysokie. Mieliśmy temperaturę na minusie nie więcej niż 3 stopnie, ale już w okolicach Warki było to w granicach – 8.

U nas najbardziej ucierpiały czereśnie i wiśnie, w na niektórych obszarach też i jabłonie. Jednak jeśli sytuacja pozostałaby na tym poziomie i nie doświadczylibyśmy kolejnych przymrozków, to w tym roku owoców na drzewach będzie wystarczająco dużo… I jeszcze jedno jest bardzo istotne. W tym roku wielu sadowników nie ubezpieczyło swoich plantacji. Przyczyna jest dla nas niezrozumiała, gdyż zastosowano wiele ograniczeń, aby to uniemożliwić. Chociaż z drugiej strony wiemy, że na ten cel, PZU otrzymało wielomilionową dotację z budżetu państwa.

Podczas tegorocznej wiosny owoce na targowiskach są bardzo drogie w granicach 5-6 złotych za kilogram jabłek. Dlaczego tak się dzieje?

– Ta sytuacja nie ma związku z sytuacją atmosferyczną, ale raczej z epidemią koronawirusa. Kiedy ona się rozpoczęła, duża część sadowników, posiadając duże zapasy jabłek – trochę spanikowała nie mając pewności, że
w sytuacjach ograniczonych możliwości wynikających z pandamii, znajdzie rynek zbytu na ten towar. Wówczas duże partie jabłek zostały sprzedane na początku marca i sprzedawano je po niższej cenie. W okresie bumu handlowego te owoce zostały sprzedane, a ludzie siedzieli w domach, zalecano spożywanie witamin, to i jabłek zrobiło się mniej na rynku. Zwiększył się popyt,
a podaż zmniejszyła się i w tej sytuacji wzrosły ceny. Takie jest prawo rynku.

Docierają sygnały, że nieomal wszyscy Ukraińcy pracujący w sadownictwie wyjechali do swojego kraju. Co się stało?

– Przebywający w naszym kraju Ukraińcy mieli na początku wyznaczony dzień, do kiedy – chcąc wrócić do swojego kraju, musieli wyjechać
z Polski. Niektórym kończyły się wizy, a wielu nie wiedziała co się wydarzy w związku z pandemią i woleli wrócić do swoich rodzin. Teraz granice są zamknięte i pewnie jeszcze to trochę potrwa, tak więc nie mogą przyjechać do Polski. Jako Związek Sadowników Rzeczypospolitej Polskiej podejmujemy interwencje, aby również i w tym zakresie zmniejszyć obostrzenia. Na razie granice są zamknięte i jeśli nic się nie zmieni do lata, to czarno to wszystko widzę. Do pracy w sadownictwie co roku przyjeżdżały setki tysięcy ludzi w skali całego kraju. Po prostu nie będzie miał kto pracować w naszych sadach. Niestety w minionych latach trudno było namówić naszych rodaków do tej pracy. W takiej sytuacji może się zdarzyć, że część owoców pozostanie na drzewach. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania polskich sadów bez pracy w nich cudzoziemców zza wschodniej granicy.

– Nie ja nie narzekam, ale pierwszym przykładem będą truskawki, które pojawią się już w drugiej połowie maja. W Hiszpanii, gdzie kończą się ich zbiory większość tych owoców pozostała na plantacjach, gdyż nie ma ludzi do ich zbiorów… U nas słyszy się, że rośnie bezrobocie, że zakłady są zmuszone zwalniać pracowników. Mam nadzieję, że w takiej sytuacji wielu z nich będzie zainteresowanych ofertą sadowników. Dodajmy, że w tej pracy łatwo jest zabezpieczyć warunki sanitarne, a z zachowaniem odległości pomiędzy pracującymi nie ma żadnych problemów. A więc będą to bezpieczne miejsca pracy w środowisku przyrodniczym.

Jak interesująca może być to oferta na zarobienie dodatkowych pieniędzy w tym trudnym czasie?
– Nie są to wcale tak małe pieniądze, a ich wielkość zależy od zaangażowania danego pracownika. Dniówka przy zbiorze czereśni czy wiśni może być naprawdę przyzwoita. Oferta przy zbiorze jabłek, też może być dla wielu osób satysfakcjonująca… Przyznaję, że na obecną chwilę największym problemem polskich sadowników jest brak ludzi do pracy. Dlatego drzwi sadowników są szeroko otwarte na polskich pracowników…

źródło: Życie Żyrardowa – Tadeusz Sułek

UDOSTĘPNIJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Susza, przymrozki i brak rąk do pracy! Maliszewski i Cybulak o problemach polskiego sadownictwa

W Polskich sadach nie będzie jabłek?! Nawet do 100% uszkodzeń!