Rynek pracy sezonowej jest chłonny na co najmniej kilkuset tysięcy pracowników rocznie. Duża część z nich podejmuje pracę w rolnictwie lub sadownictwie. Bez pracowników z Europy Wschodniej polskie sady nie mają szans na zebranie owoców ze swoich plantacji oraz na rozwój w przyszłości. Rok temu o tej porze – w czasie pandemicznych ograniczeń w ruchu międzynarodowym – sadownicy obawiali się, że granice nie zostaną otworzone i wskutek tego obywatele Ukrainy nie przyjadą na zbiory owoców. Związek Sadowników apelował wtedy, aby umożliwić Ukraińcom pracę. W konsekwencji tak się stało – chociaż z lekkim, kilku-, kilkunastotygodniowym opóźnieniem.
W tym sezonie sytuacja wygląda trochę lepiej
– powiedział serwisowi eNewsroom Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP.
Granica nie jest zamknięta, a jedynym problemem jest nieterminowe wydawanie wiz przez polskie konsulaty. Jest to przeszkoda stworzona przez samą polską administrację: Ukraińscy pracownicy chcą przyjechać, aby podjąć prace i są umówieni z polskim pracodawcą na podjęcie jej – co upoważnia o otrzymania wizy. Jeżeli się to nie zmieni, to nastąpi duży deficyt siły roboczej. Sadownicy są zadowoleni ze współpracy polsko-ukraińskiej i cenią ją sobie. Wiedzą, że są to pracownicy solidni i już przyzwyczajeni do samych pracodawców, ich gospodarstw oraz warunków pracy. Często się zdarza, że Ukraińcy wykorzystują do podjęcia sezonowej pracy w Polsce urlop i w taki sposób zarabiają dodatkowe pieniądze. Nie tylko polskie rolnictwo opiera się na pracy sezonowej obywateli ze Wschodu – także inne branże, takie jak budownictwo oraz turystyka bazują na takiej formie zatrudnienia. Należy walczyć o umożliwianie pracownikom z Ukrainy przyjazdu do Polski oraz o stwarzanie im dobrych warunków do pracy. Być może w przyszłości, kiedy wszystkie ww. dziedziny gospodarki będą się dalej rozwijały, zajdzie potrzeba zatrudniana obywateli z innych krajów położonych za wschodnią granicą
– prognozuje Maliszewski.