w

Zbigniew Chołyk: musimy mocno postawić na jakość. Koszty produkcji rosną w bardzo szybkim tempie.

– Chcielibyśmy pozostać przy odmianach jabłek, które sadziliśmy do tej pory i które sprzedawaliśmy do Rosji, ale w związku z embargiem musimy zmienić myślenie – mówi w rozmowie z EURACTIV.pl Zbigniew Chołyk, prezes Zrzeszenia Producentów Owoców STRYJNO-SAD.

Jak zwiększyć konkurencyjność polskich jabłek? Mówi się, że polskie jabłka wyróżniają się na rynku małą zawartością pestycydów.

Od lat mówimy o smaku czy o aromacie jako ważnych czynnikach, ale prawda jest też taka, że na rynku dominujemy głównie ceną i tym konkurujemy z jabłkami na włoskimi, francuskimi czy holenderskimi. Produkujemy dużo, wręcz za dużo, i nawet jeśli nie jesteśmy w stanie zapewnić odpowiedniej jakości owoców, staramy się nadrobić to ceną i sprzedawać je taniej.

Docelowo jednak przede wszystkim musimy mocno postawić na jakość. Koszty produkcji rosną w bardzo szybkim tempie. Aby więc uzyskać w miarę rozsądne ceny, musimy rzeczywiście sprzedawać jabłka drożej. Do tego potrzeba jednak wysokiej jakości.

Zdarzało się, także i w tym roku, że nie mogliśmy wysyłać jabłek chociażby na rynki dalekowschodnie, ponieważ nie spełniały one podstawowego parametru, jakim jest twardość. Z tego powodu jako spółka wysłaliśmy do Indii tylko kilka kontenerów jabłek zamiast kilkudziesięciu czy kilkuset – a to dlatego, że baliśmy się wysyłać jabłka zbyt miękkie. W konsekwencji mieliśmy bardzo dużo pracy z zagospodarowaniem owoców, których nie wysłaliśmy na dalekie rynki.

Jestem optymistą w kwestii naszej konkurencyjności na rynku, ale musimy mocno popracować nad jakością. Chodzi między innymi o pilnowanie terminu zbiorów, ale też właściwe składowanie i unikanie błędów przy sortowaniu i pakowaniu.

Gdyby udało się zmienić na lepsze standardy w tych aspektach, to nasza konkurencyjność znacząco by wzrosła. Mamy ogromny potencjał: wielu znakomitych sadowników i długie tradycje w dziedzinie sadownictwa.

Tym bardziej, że w Polsce nadal jest dużo sadów tych odmian.

To są odmiany, które na naszym rynku dobrze się zadomowiły, Ligol przede wszystkim. Z eksportem Ligola jest już jednak bardzo ciężko, więc Ligol, Jonagored czy Prince to odmiany kierowane raczej na rynek krajowy. Golden Delicious i Gala także powoli się przyjmują na rynku krajowym, choć są odmiany typowo na eksport.

Musimy więc się dostosować. Każdy sadownik powinien zastanowić się, gdzie jego jabłka znajdą odbiorcę. Zanim posadzi się sad, trzeba wiedzieć, gdzie znajdzie się rynek zbytu na przyszłe owoce. Nie chodzi oczywiście o bezpośrednie kontrakty, a o to, jakie odmiany sadzić i na jakie rynki produkować owoce. Jeżeli jesteśmy nastawieni na rynki azjatyckie, to musimy produkować owoce, które będą charakteryzować bardzo wysokie jędrność i twardość.

Tymczasem my dzisiaj nie wszystko robimy tak, jak powinniśmy, licząc na to, że jakoś to będzie. To myślenie cały czas pokutuje. W tej chwili już któryś rok jesteśmy pod kreską, a nasadzenia idą pełną parą – i niekoniecznie nasadzenia tych odmian, na które jest większy popyt. Ludzie ryzykują. Być może patrzą na jakieś tradycje rodzinne, albo to, jaka odmiana przeważa w regionie. Nie zawsze decyzje o zakładaniu nowych sadów są bardzo dobrze przemyślane.

UDOSTĘPNIJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ułatwienia w przygotowaniu i realizacji inwestycji w zakresie biogazowni rolniczych

Zbigniew Chołyk: Jeżeli ktoś nie chce inwestować w trudniejsze odmianami, polecamy pozostanie przy Szampionie czy Ligolu.