w

Sadownicy sprzedają owoce po kosztach produkcji!

Rolnicy i sadownicz skarżą się, że są zmuszeni do sprzedawania pośrednikom swoich warzyw i owoców po kosztach produkcji, a czasami nawet poniżej. To powoduje, że nie zarabiają na swojej pracy, a niekiedy do niej dokładają. Jednocześnie te same produkty rolne w sklepach kosztują o kilkaset procent więcej.

Wystarczy spojrzeć na obecne ceny borówek, a wkrótce też i jabłek i porównać je z cenami w sklepach

– informuje Witold Boguta, prezes Krajowego Związku Grup Producentów Owoców i Warzyw. I jak dodaje

„Pośrednicy kupują warzywa i owoce od rolników dosłownie za grosze, a potem kupujemy je w sklepach dużo drożej”

Dlaczego tak jest? Według Boguta pośrednicy i sklepy testują na rolnikach i konsumentach, do jakiej granicy mogą się jeszcze posunąć, a że mają nabywców pomimo serwowanej drożyzny, proceder trwa. Nikt nie potrafi też udowodnić pośrednikom i sklepom, że są w zmowie cenowej.

Sieci handlowe bronią się jednak twierdząc, że ceny na rynku kształtowane są przez podaż i popyt, a na finalny koszt produktu składają się m.in. takie aspekty jak koszty logistyczne, marketingowe oraz „inne czynniki związane z prowadzeniem działalności w dużej skali”.

A co na to wszystko Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta?

UOKiK na bieżąco monitoruje sytuację przedsiębiorców działających na poszczególnych ogniwach łańcucha dostaw i analizuje umowy kontraktacyjne. Jeżeli przedsiębiorca wykorzystuje przewagę kontraktową, to Prezes UOKiK wszczyna postępowania

– zapewnia Małgorzata Cieloch, rzecznik prasowy UOKiK.

Dodaje, że w 2018 i w 2019 r. sprawdzali, ile na warzywach i owocach zarabiają producenci żywności, pośrednicy i sieci handlowe.

Oto fragment tego dokumentu:

Z uśrednionych danych wynika, że w przypadku malin i wiśni rolnik dostaje niecałe 30 proc. końcowej ceny, jabłek – ponad 40 proc, cebuli – niecałe 40 proc., a w przypadku ziemniaków – niecałe 50 proc. Pośrednikom przypada 20-40 proc. ceny

– napisali w raporcie urzędnicy dodając, że w skrajnych przypadkach rolnik za swój produkt dostawał tylko ok. 14 proc. końcowej ceny produktu.
Mimo to UOKIK oświadczył, że nie podejmie żadnej inicjatywy legislacyjnej w tej sprawie, gdyż liczy na „samoregulację sieci handlowych”, czyli doprowadzenie do takiej sytuacji, że znaczącą część ceny końcowej będzie otrzymywał rolnik.

A co z klientem? Tu urząd rozkłada ręce i twierdzi, że ma ograniczone możliwości, jeśli chodzi o ingerencję w wysokość cen produktów.

źródło: money.pl

UDOSTĘPNIJ

Jeden komentarz

Dodaj odpowiedź
  1. Narodowa sieć punktóq skupu razem z milonem elektryków i 100000 mieszkań. Pis w pisdu duda jescze parę lat cyrku

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Opryskiwacz sadowniczy Fede w gospodarstwie Pana Ireneusza Skrzypczaka [VIEDO]

Rolnicy bankrutują i będą strajkować – Minister Rolnictwa proponuje 200 milionów złotych?