Polski Ład: zabrano 80 złotych – oddano 10. Wywiad z M.Maliszewskim
Panie pośle, za nami rok 2021 uważany przez większość ludzi za trudny. Jakim on był w pana działalności parlamentarnej?
MM: Oczywiście był on zdominowany przez pandemię. Wiele prac Sejmu było poświęconych temu tematowi. Umierali ludzie, a niedoinwestowana państwowa służba zdrowia nie dawała rady. To, że skutki nie były aż tak straszne, jak się początkowo wydawało zawdzięczamy pracownikom służby zdrowia i samorządom finansującym szpitale. Tym ludziom należy się wielkie słowoDZIĘKUJĘ, bo często pracowali ponad siły i możliwości placówek. To także czas szczepień i ograniczeń w prowadzeniu wielu biznesów. To straszny czas dla milionów Polaków, w tym mieszkańców naszego regionu. Swoją postawą w Parlamencie i w terenu próbowałem jak mogłem pomagać.
A w działalności gospodarczej grójeckiego sadownika i prezesa Związku Sadowników RP?
MM: To cały czas zmagania się z problemami niskich cen w skupie. Zarówno owoców do przetwórstwa, jak i deserowych. Niestety ciągle obowiązuje rosyjskie embargo na eksport, a od kilkunastu dni także białoruski zakaz. To tragedie dla polskiego sadownictwa. To był też rok akcji protestacyjnych wobec dominacji wielkich sieci i przetwórni, i zmiany profilu produkcji, zgodnego z oczekiwaniami alternatywnych rynków, np. niemieckiego, czy angielskiego. To także walka o powstrzymanie wzrostu kosztów produkcji.
Zaobserwowałem, że sadownicy mieli wsparcie. W supermarkecie Kaufland w Radomiu widziałem przed końcem 2021 roku wyodrębnione stoisko z okazałymi jabłkami sprzedawanymi po niespełna 2 złote za kilogram. Czy tego rodzaju pomoc przyniosła pozytywne wyniki?
MM: Cena 2 zł za kilogram jabłek w sklepie oznacza, że sadownik dostał mniej niż 1 złoty, a to z kolei oznacza nieopłacalność produkcji. Na tych warunkach bankructwo jest pewne, co z resztą dla wielu okazało się prawdą. Wiele gospodarstw niestety nieodwracalnie upadło. Sieci handlowe w większości prowadzą łupieżczą politykę- wykorzystują swoją przewagę nad dostawcami i zaniżają ceny. Państwo jest tu bezradne, a przy okazji nie chce zmienić prawa, które na taki proceder pozwala. Jesienią ub. Roku zgłosiłem kilka propozycji przepisów, aby temu zapobiec. Niestety podobnie jak wiele innych zgłaszanych przez mnie wcześniej inicjatyw, nie znalazły one uznania większości parlamentarnej. No i łupienie skóry dostawców jest kontynuowane. Tracą na tym przede wszystkimi producenci owoców, bo nie mają innego wyjścia, jak tylko zgodzić się na ta haniebne warunki. Nie ma możliwości sprzedać komu innemu.
Co z eksportem polskich jabłek i innych owoców do innych krajów np. azjatyckich, czy położonych na innych kontynentach?
MM: Szturmem zdobyliśmy rynek Egiptu. Jesteśmy tam największym dostawcą, a kraj ten największym odbiorcą polskich jabłek. Niestety zrobiliśmy to bardzo tanio sprzedając. Z resztą to kraj niezbyt bogaty, a wiec i tamtejsi konsumenci nie są w stanie zapłacić atrakcyjnych cen. Ale dobre i to, bo inaczej zupełnie nie byłoby gdzie skierować naszej oferty. Tak więc po utracie Rosji, niedawno także Białorusi, to właśnie Egipt nas ratuje. Wysyłamy dość dużo także do Indii, co pewnie jest ciekawostką. Nie wyszedł natomiast na razie eksport do Chin, z czym wiązaliśmy spore nadziej. Tam chcą nasze jabłek, ale długi czas transportu, a tym samym odległe terminy płatności skutecznie wstrzymują wysyłki. Podobnie jest z Wietnamem. Eksport by ruszył gdyby np. Bank Gospodarstwa Krajowego udzielał zabezpieczenia, takich swoistych gwarancji płatności, albo byłoby dofinansowanie do tak drogiego przecież ostatnio transportu. To by na pewno pomogło rozwinąć eksport na dalekie rynki. Nic jednak o takim wsparciu nie słychać.
Zbyt wolno rozwija się też sprzedaż do Niemiec i innych bogatych krajów Unii Europejskiej. Tutaj problemem jest brak odpowiedniej oferty, Mamy nieco inne odmiany, niż oczekiwania handlowców w tych krajach. Mieliśmy technologię ukierunkowaną na wschód, dlatego zakaz handlu do Rosji jest tak dla nas bolesny. Płacimy ogromną cenę za fanaberie polityków. Dziś mamy oto taką sytuację, ze w Rosji jabłek nie brakuje, bo dostarczają je Turcy, Irańczycy, Mołdawianie, Serbowie, a my leżymy na łopatkach. Ciekawostką jest też to, że np. rosyjskie warzywa są bez problemy dostarczane do naszego kraju, po dumpingowych cenach, wykańczają przy okazji polskich warzywników. Dramat, polityczno- gospodarczy dramat!
Jest pan doświadczonym sadownikiem. Nie obce są z pewnością problemy z jakimi borykają się polscy rolnicy?
MM: Problemy polskich rolników, to głównie brak opłacalności produkcji. Ceny stoją w miejscu, a koszty szybko rosną. Zwłaszcza nawozów, energii elektrycznej i paliwa. Państwo nie rekompensując tych podwyżek ściąga przy okazji kolosalne podatki, w tym szczególnie VAT i akcyzę. I do tego nie ma zamiaru zmienić swojej polityki.
Jak odnosi się do tego większość parlamentarna i rząd?
MM: Większość parlamentarna i rząd dużo mówią, a niewiele robią. Fiskus łupie kieszeń polskich rolników i nie pomagają w tym dramatyczne apele organizacji rolniczych i partii opozycyjnych. Ja sam i mój klub wielokrotnie przedstawialiśmy ciekawe rozwiązania, które niestety nie są wdrażane w życie. Ubolewam nad tym. Jesteśmy wprost bezsilni.
Słyszałem, że środki ochrony roślin i nawozy sztuczne zdrożeją jeszcze bardziej…
MM: Jest to niestety możliwe. Najgorsze jest to, że w produkcji nawozów mamy niemal do czynienia z monopolem państwowych firm, które ani myślą obniżyć ceny. Środki ochrony roślin są głównie z importu, ale ich ceny też oszalały. Wielu rolników rezygnuje z ich zakupi, co oznacza, że problemy będą tylko narastać. Ziemi i roślin nie da się oszukać. Brak nawożenia, to spadek plonów i mniejsze przychody ze sprzedaży. Brak ochrony przed chorobami i szkodnikami oznacza to samo. Wie to każdy rolnik i stąd takie oburzenie na tę sytuację.
Jak to wygląda w kontekście wprowadzanego polskiego ładu?
MM: Tak naprawdę zasad polskiego ładu nikt nie rozumie. Podam tylko jeden przykład z dziedziny rolnictwa. Otóż słyszymy, że został zwiększony zwrot podatku akcyzowego zawartego w cenie oleju napędowego o 10 złotych na każdy hektar. To sztandarowy fragment rolniczego polskiego ładu. I rzeczywiście jest to prawda. Niestety zapomniano tylko powiedzieć, ze z tytułu wzrostu cen paliwa, polscy rolnicy zapłacili w różnych podatkach około 80 złotych z każdego hektara. Czyli zabrano nam 80, oddano 10 i… to taki właśnie jest ten polski ład w rolnictwie. Kpina w biały dzień.
Podobnie wygląda sytuacja jeśli chodzi o zapowiadaną budowę Narodowego Holdingu Spożywczego. Wielkie zapowiedzi, a praktycznych działań zero. Niedawno był do sprzedania duży obiekt do sortowania i pakowania owoców w Sandomierskiem. Rząd mógł go kupić, a nie zrobił tego. Na nabywcę czeka kolejny taki obiekt w województwie łódzkim. Tu też rząd nie przejawia większego zainteresowania. To poważne błędy. Jest też wielki problem z wypłacalnością pewnego ukraińskiego biznesmena za dostarczone do przerobu owoce. Trwa postepowanie w tej sprawie. Powinno się ono również zakończyć zakupem i przejęciem do Holdingu, a dostawcy powinni dostać należne pieniądze. Gdyby tak się stawało, to uwierzyłbym w obietnicę budowy holdingu. Na razie mam tylko podstawy sądzić, że także ten element polskiego ładu to blef.
Jakie są Pana Posła prognozy dotyczące polskiej gospodarki, w tym rolnictwa, w który wkroczyliśmy w atmosferze obaw i tak potrzebnej nadziei?
MM: Gospodarka jakoś może sobie poradzi. Jednak przedsiębiorcy obarczani kolejnymi obciążeniami już ledwo dyszą. Gorzej będzie w rolniczej części gospodarki. Tu sytuacja szybko się nie poprawi. Przy tej cenie środków do produkcji, w tym szczególnie nośników energetycznych, wielu rolników nie wytrzyma. Szczególnie trudna sytuacja jest w sadownictwie, gdzie nakłady są największe. Miejmy jednak nadzieję, ze jakimś cudem przetrwamy, bo symptomy ożywienia pocovidowego na świecie widać. Oby tylko przedsiębiorczość Polaków, w tym rolników nie została w międzyczasie zarżnięta bzdurnymi rozwiązaniami i przepisami. Mam nadzieję i zrobię wszystko, żeby tak się nie stało.
Źródło: M.Kaca Tygodnik Radomski / Związek Sadowników RP