Minął pełen emocji sezon zbioru owoców jagodowych i trwa jabłkowy. Mimo chwilowych wzrostów cen, kryzys wywołany wojną rosyjsko – ukraińską trwa od 2014 roku i pogłębia się od lutego ubiegłorocznej wiosny.
Mamy ciągle trwający zakaz eksportu na obsługiwany przez nas od kilkudziesięciu lat rynek Rosji. Dodatkowo zostaliśmy poddani nierównej konkurencji ze strony taniej produkcji z innych krajów. Do tego dochodzą budzące niepokój informacje z Komisji Europejskiej o rzekomym celowym niszczeniu polskiego sadownictwa, umiejętnie podsycane w swoich partykularnych interesach przez niektórych polityków. W branży są złe nastroje i słabe nadzieje na przyszłość. Wielu młodych szuka dla siebie miejsca w innych branżach, w wielu gospodarstwach brakuje następców. Nieliczni widzą szanse i inwestują, inni trwają w oczekiwaniu na emeryturę, albo inne, lepsze czasy. Większość widzi szansę w upadku innych i swoim przetrwaniu, kolejni w przymrozkach, które mogą skutecznie ograniczyć zbiory. W środowisku trwa dyskusja, jakiej jeszcze nigdy nie było: młodych w internecie, starszych przed kościołami i na rodzinnych uroczystościach.
Wielu pyta: Co z eksportem do innych krajów?
Od 2013 roku, a nawet już wcześniej systematycznie rozwijamy eksport na nowe kierunki. Także do innych krajów Unii Europejskiej, w tym szczególnie do Niemiec. Musimy jednak pamiętać, że Rosja była, jest i nadal będzie jeszcze przez jakiś czas największym na świecie importerem jabłek i innych owoców. To się szybko nie zmieni. Miejmy więc świadomość co utraciliśmy przez politykę.
Każdy z rynków ma swoją specyfikę i uwarunkowania i chcąc tam wejść i istnieć trzeba spełnić warunki. Na przykład Niemcy, które są największym importerem jabłek pod względem wartości (Rosja pod względem ilości) będąc same dużym producentem importują głównie to, czego sami nie mają i wtedy, kiedy już nie mają swojej oferty. Jabłka kupują głównie we Włoszech i Francji są to przeważnie odmiany klubowe i ekologia. Czereśnie poza sezonem własnych zbiorów nabywają w Turcji i Grecji, borówki w Rumunii, Serbii, Chile i Peru, maliny z Maroka i Hiszpanii, śliwko z Mołdawii i Serbii, gruszki w Holandii I Belgii. Żeby to potwierdzić wystarczy kilka godzin i pojechanie wejście da jakiegokolwiek marketu w Berlinie, czy nawet Frankfurtu lub Zgorzelca. Jedynymi owocami z Polski, które w tych dniach tam znajdziemy będą nasze tanie jabłka standardowych odmian i borówka. Z rzadka truskawki i maliny spod osłon. Przyczyną nie jest niechęć do nas, jak twierdzą pod własne interesy niektórzy politycy (choć pogarszające się relacje mają wpływ na nasze postrzeganie), ale bardziej to, że nie mamy w ofercie tego, co Niemcy chcą kupić. Albo, że chcemy sprzedawać wtedy, kiedy mają własny produkt.
Na wielu innych rynkach zdobywamy pozycję, walcząc z wieloma pojawiającymi się przeciwnościami. Tak jest choćby w Egipcie, który jest naszym podstawowym miejscem eksportu jabłek. A to brak wymiany walut, a to niewydawanie pozwoleń importowych, a to – tak jest teraz – wprowadzenie dodatkowe podatku na jabłka. Walczymy o ten rynek ciężko i wytrwale, bo każde wyeksportowane tysiąc ton ma ogromne znaczenie. Podobnie jest w Jordanii, gdzie tamtejsze ministerstwo „ręcznie” steruje komu dać pozwolenie na import iż jakiego kraju ma on pochodzić. Tam konkurujemy z Libanem i Syrią, no i oczywiście z Włochami i Grecją. Choć jakoś naszych jabłek nie odbiega znacząco od jakości włoskiej, a jest wyższa od syryjskiej, to jednak cena robi swoje. Mamy spośród tych krajów najwyższe koszty transportu, co rzutuje na finalną cenę.
Wspólnie z innymi organizacjami prowadzimy działania w wielu innych krajach świata, choćby w Indiach, Wietnamie, Indonezji, Malezji i kilku innych. Jesteśmy, byliśmy i będziemy na największych targach owocowych świata. Corocznie w Berlinie i Madrycie, a ostatnio z nadzieją na ekspansję na Azję w Hongkongu. Bywamy jako branża także w Kairze, Ammanie innych ważnych dla eksportu miejscach.
Myślimy o ekspansji na Afrykę, ale tam ze względu na brak chłodni- magazynów i słabą infrastrukturę wymagane są duże inwestycje. Liczna populacja i rosnące dochody społeczeństw w niektórych państwach daje jednakowoż nadzieję.
Bezwzględnej poprawy wymaga rola naszych ambasad w wielu krajach, w tym jest pilna potrzeba powoływania nowych radców rolnych, którzy będą pomagać eksporterom.
Musimy obniżyć koszty transportu i stąd budowany – mam nadzieję – nowy Agroport ma służyć nie tylko transportowi ukraińskiego zboża, ale także naszych jabłek.
Wszystko to jednak wymaga wielu, wielu działań i pieniędzy. Trzeba pokonywać bariery polityczne, administracyjne, fitosanitarne i być lepszym od dotychczasowych dostawców. Musimy mieć swoich przedstawicieli wszędzie tam, gdzie zapadają decyzję dotyczące naszej branży.
Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP
źródło: polskiesadownictwo.pl