Ciepła zima sprawia, że sadownicy z niepokojem obserwują swoje plony. Już przed rokiem szybkie nadejście wiosny i kwietniowe przymrozki zniszczyły wiele owoców ciężkiej pracy. Teraz może być tak samo. – Boimy się tego, co będzie – mówi o2.pl Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP.
Sadownicy mają sporo powodów do obaw. Od kilku lat w Polsce nie doświadczają prawdziwej zimy. Wegetacyjny okres przychodzi znacznie szybciej. Wszystko przez sporą liczbę ciepłych dni.
A tegoroczny styczeń jest znacznie cieplejszy niż w pozostałych latach.Pierwszy miesiąc roku zdecydowanie przewyższa normy. Inaczej niż zwykle zapowiada się również luty. IMGW przewiduje, że średnie temperatury i suma opadów będą wyższe niż w latach 1991-2020. Początek lutego może być chłodny, ale potem mają jednak przeważać ciepłe dni.
Obawiamy się wczesnej wiosny. Wegetacja jeszcze nie ruszyła, ale pąki są już nabrzmiałe. Jeśli będzie np. 10 stopni na plusie, to starczą 2-3 tygodnie i wszystko ruszy. Przyśpieszona wegetacja to większe narażenie na przymrozki. Z niepokojem patrzymy na pogodę i boimy się tego, co będzie – mówi o2.pl Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP.
Rośliny nie zapadają obecnie w sen zimowy i nie są zabezpieczone przed przymrozkami. – Mamy ciepły styczeń, tak samo zapowiada się luty. Normalnie przy obecnych temperaturach sadownicy wykonują zabiegi. To totalna anomalia – mówi nam Kaczorowska. – Ciepło napędza do wzrostu. Nie ma śniegu, a on zawsze ochraniał rośliny. Zima jest ciepła, a gdy przychodzi przymrozek, to zmiata wszystko z powierzchni – dodaje.
Przymrozki ukształtują również tegoroczne ceny. Jeśli ich nie będzie, to ceny oczywiście będą niższe.