Nie tylko pandemia odbiła się na sadownikach. Poważnym ciosem okazało się trwające już 7 lat embargo na polskie owoce sprzedawane do Rosji.
Straciliśmy bardzo chłonny rynek
– mówi Maliszewski.
Jak podkreśla, polska produkcja jabłek jest ogromna i głównie nastawiona na eksport, na cztery wyprodukowane jabłka tylko jedno jest zjadane w kraju. Reszta sprzedawana jest za granicę.
Na rynek rosyjski trafiało 90 proc. produkcji, kiedy Rosja przestała kupować, był to szok dla branży. Do dziś nie możemy się podnieść
– zaznacza prezes Związku Sadowników RP.
Polscy rolnicy musieli znaleźć inne rynki. Takim miał być choćby Egipt, gdzie zdominowaliśmy rynek jabłek w 80 proc. Jednak podczas gdy Egipcjanie kupują od nas około 100-200 ton tego owocu, do Rosji trafiało rocznie milion ton.
Jak zaznacza Mirosław Maliszewski, wszystkie te czynniki spowodowały, że na naszym rynku jabłek jest za dużo. Ceny spadły, co dodatkowo wykorzystują koncerny i sieci marketów.
Jabłka stają się przedmiotem spekulacji dużych koncernów, które dodatkowo starają się zaniżać ceny. To zarówno producenci soków, jak i największe sieci marketów wymuszające skandaliczne ceny. Dziś stawka za jabłka na sok to 30-35 gr za kg, tych deserowych to od 50 gr do 1,5 zł
– dodaje nasz rozmówca.
Wielu sadowników zdecydowało się walczyć i w odpowiedzi na niskie ceny wstrzymać dostawy jabłek przemysłowych do skupu. To jednak ryzyko, bo owoców nie mogą długo przechowywać w chłodniach. To bowiem powoduje, że tracą jakość, po drugie to generuje dodatkowe koszty.
Chyba 100 tys ton