Polskie sady czereśniowe, zwłaszcza te w zagłębiu grójeckim i jego okolicach, tętnią życiem. Właśnie teraz trwa szczyt zbiorów większości popularnych odmian tych soczystych owoców. Jednak za intensywnością prac stoi jedno kluczowe wyzwanie: niedobór rąk do pracy. Sadownicy zmagają się z pozyskaniem wystarczającej liczby pracowników.
Dominującą formą wynagradzania w sadach czereśniowych jest system akordowy. Pracownicy otrzymują zapłatę za każdy zebrany kilogram czereśni, co motywuje do szybkiego i efektywnego działania. Stawki za kilogram wahają się obecnie od 2,00 do 2,50 złotych, choć ich wysokość jest ściśle uzależniona od kilku czynników.
W Jasieńcu, sercu grójeckiego zagłębia sadowniczego, jeden z gospodarzy oferuje 2,00 złote za kilogram. Co ciekawe, w jego sadach owoce są wyjątkowo obfite, co pozwala na szybkie napełnianie pojemników. Kilkanaście kilometrów dalej, w okolicach Warki, inny sadownik płaci nieco więcej – 2,30 złotych za kilogram. Niestety, w jego sadzie czereśni jest mniej na drzewach, co sprawia, że znalezienie i zerwanie odpowiedniej ilości owoców wymaga większego wysiłku i czasu. To klasyczny przykład, gdzie wyższa stawka za kilogram ma zrekompensować pracownikom mniejszą efektywność zbioru.
Najwyższą stawkę akordową, bo aż 2,50 złotych za kilogram, proponuje sadownik z okolic Błędowa. Jednak w jego sadzie czereśni trzeba dosłownie „szukać” na drzewach, co znacząco wydłuża proces zbioru.
W tym samym regionie, gdzie czereśni jest mało inny gospodarz zdecydował się na odejście od akordu, oferując 20 złotych za godzinę pracy.
Niektórzy gospodarze w wyżej wymienionych kwotach oferują zakwaterowanie na czas zbiorów.
Należy zaznaczyć, że tegoroczne stawki są w pewnym stopniu odzwierciedleniem strat, jakie polscy sadownicy ponieśli wskutek wiosennych przymrozków. W wielu sadach plony są mniejsze niż zazwyczaj, a owoce często występują w rozproszeniu. Na drzewach, które zostały dotknięte przez mróz, a na których czereśni trzeba szukać pojedynczych egzemplarzy, sadownicy są gotowi płacić wyższe stawki za kilogram. Jest to swoista rekompensata dla pracowników za dodatkowy czas i wysiłek, jaki muszą włożyć w zebranie mniejszej ilości owoców.
Obecnie trwa wyścig z czasem. Każdy dzień zwłoki w zbiorach może oznaczać straty w jakości i ilości owoców. Dlatego też, pomimo wyższych kosztów pracy, sadownicy są zdeterminowani, by zapewnić sobie odpowiednią liczbę rąk do zbioru, aby czereśnie trafiły na stoły konsumentów w najlepszej kondycji.