w ,

Sadownictwo to niepewność

Foto: FB Jacek Pruszkowski

Już od dawna nie przelewałem na papier, czy ekran swoich przemyśleń, ale obserwując to co dzieje się wokół nas nie sposób przejść nad tym do porządku dziennego, gdyż sądzę, że nie warto dalej oszukiwać samego siebie i fałszywie udawać , że wszystko jest w najlepszym porządku.

Od wielu dekad, niezależnie od ,,wiatru historii” polskie sadownictwo było oazą stabilności, pewności i zasobności.

W ostatnim czasie towarzyszy mu w zasadzie jedna jedyna cecha – NIEPEWNOŚĆ. Oprócz odczuwalnej mocno niepewności geopolitycznej wywołanej wojną i kryzysem doszła niepewność podstawowa, czyli ta dotycząca bytu. Jesteśmy cały czas niepewni czy we wszechogarniającej i widocznej ,,bidzie” damy radę wyprodukować towar akceptowalny przez rynek, czy damy radę sprzątnąć go z pola, czy damy radę go sprzedać, czy dostaniemy pieniądze od tego któremu sprzedaliśmy, czy będziemy wreszcie mogli przeżyć za to co uzyskamy ze sprzedaży, czy damy radę spłacić nasze zobowiązania finansowe, czy damy radę wznowić produkcję? Niejednemu z nas pytania te coraz częściej spędzają sen z powiek. Dochodzi do tego brak zaufania do tych co rządzą, do tych którzy nas reprezentują i tych wszystkich, którzy w teorii powinni nam pomagać a odczucie powszechne jest takie, że martwią się tylko i wyłącznie o siebie i swoje ,,wypierdziane” stołki.

Czujemy się zapomniani i pozostawieni sami sobie. Dlaczego tak jest?

Warto się zastanowić dlaczego pracując coraz więcej, nieraz ponad siły, mamy coraz mniej i równocześnie boimy się coraz bardziej o to co dalej będzie. Produkując nawet najpiękniejszy towar nie jesteśmy pewni, że damy radę go sprzedać bo pełno dookoła owoców z Turcji, Serbii, Mołdawii, Ukrainy.

Spełniając wyśrubowane normy, które generują koszty napotykamy na rynku konkurencję, która nie musi tych norm spełniać.

I musimy jeszcze siedzieć cicho w imię fałszywie pojętej międzynarodowej solidarności, pachnącej z daleka wyświechtanym za komuny pojęciem internacjonalizmu. Nikt, mimo hucznych zapowiedzi, nie potrafi stworzyć rzetelnej prognozy naszej produkcji, nie potrafi również określić rzeczywistej wielkości oraz wpływu importu na nasz rynek.

Nikt nawet w najmniejszym stopniu nie podejmuje próby regulacji wielkości produkcji, bo co to robić?

Wszak w ogólnym bajzlu stworzone monopole radzą sobie doskonale. Nie jesteśmy pewni czy nasze owoce zerwiemy, bo wszechobecny, pchający się drzwiami i oknami socjal powoduję, że chronicznie brakuje rak do pracy i ogromna część tych, którzy mogli by pracować siedzi na dupie i śmieje się w kułak z pracujących uczciwie. Jeśli już zerwiemy zastanawiamy się gdzie i czy damy radę sprzedać.

Czy znajdzie się łaskawca, który ,,wybawi” nas od tego ,,balastu”? Gdy to już kupi, martwimy się nieraz całymi miesiącami czy dostaniemy pieniądze. Kiedy już okaże się , że ktoś się zlituje i zapłaci, okazuje się, że niewiele możemy kupić, bo inflacja, bo spadek wartości złotówki itd. Potem mamy dylemat co wybrać? Czy spłacać zaległe raty kredytów a oszczędzić na ochronie i pielęgnacji, czy może zaryzykować kupno potrzebnych środków produkcji a bank ,,przeciągnąć” jak się da w oczekiwaniu na lepsze czasy. Wynikiem takich wyborów jest wygląd i kondycja naszych sadów, która nigdy nie była tak zła jak w tym sezonie. Póki co większość z nas próbuje jeszcze udawać, że nic się nie dzieje. Póki co…

Jacek Pruszkowski

źródło: FB Jacek Pruszkowski

UDOSTĘPNIJ

Jeden komentarz

Dodaj odpowiedź

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ceny malin spadają na skupach – 11 lipca 2022r.

NOWOŚĆ ! Ciągnik sadowniczy GOLDONI S 80 PLUS – podczas pracy w sadzie