Andrzej Zarajczyk, polski biznesmen związany z POL-MOTEM, firmą z branży motoryzacyjnej, kilka lat temu postawił wszystko na reaktywację kultowej marki – Ursusa. „Finał tej historii jest jednak fatalny. Wszystko rozsypało się jak domek z kart” – pisze „Newsweek”. Co takiego się wydarzyło ze znanym producentem ciągników?
Kilka lat temu Andrzej Zarajczyk, polski przedsiębiorca od dekad związany z firmą, która w PRL zmonopolizowała handel zagraniczny w branży motoryzacyjnej – POL-MOT-em, zapragnął mieć biznesowy klejnot w koronie – polską kultową markę Ursus. I wszystko na początku szło jak po maśle, by później obrócić się w perzynę. Co takiego się wydarzyło?
Ursus i Andrzej Zarajczyk – historia upadku firmy
Kołem zamachowym firmy miały być ciągniki. „Z ich produkcją przenieśli się do Lublina, bo tam mieli niższe koszty działalności i doświadczonych pracowników z branży, po upadłych Daewoo i Fabryce Samochodów Ciężarowych. Nie rezygnowali ze starszych modeli, ongiś wytwarzanych przez Ursusa na licencji Massey Ferguson, lekko je tylko unowocześniając. Okazało się, że na proste i tanie traktory jest duży popyt w Afryce, co potwierdzały kontrakty zawarte w Etiopii i Tanzanii, w sumie na kilka tysięcy sztuk oraz realna perspektywa kolejnych zamówień, choćby w Zambii” – opisuje historię „Newsweek”.
Jak czytamy w tygodniku, wszystko rozsypało się jednak jak domek z kart, bo od 2017 r. dochody z ciągników zaczęły topnieć.
„Nie chodzi tylko o kontrakty w Afryce, z których w pełni zrealizowany został tylko ten z Etiopią. I zamiast setek milionów dolarów w ciągu kilku lat do kasy Ursusa wpłynęło tylko kilkadziesiąt. W drugiej połowie zeszłej dekady również w Polsce siadła koniunktura na traktory i inne maszyny rolnicze. Andrzej Zarajczyk tłumaczy to głównie opóźnieniami w rozdziale przez rząd unijnych dopłat dla rolników, którzy w oczekiwaniu na pieniądze przestali kupować sprzęt, co trwało prawie dwa lata” – opisuje gazeta.
Sprzedaż Ursusa już w 2018 r. spadła o ponad 40 proc., a zadłużenie i zobowiązania wzrosły niebotycznie – do ponad 200 mln zł. „Pieniędzy brakowało na wszystko, w pierwszym rzędzie na produkcję e-autobusów, więc ich dostawy dla miast zaczęły się rwać” – pisze „Newsweek”.
W kwietniu tego roku uprawomocniła się decyzja sądu o ogłoszeniu upadłości przez Ursus, a polski biznesmen zostanie z niczym.
źródło: NEWSWEEK / MONEY.PL