W odpowiedzi na materiał pt.: „Maliszewski: Nie jesteśmy w stanie polskich jabłek skutecznie ulokować na zagranicznych rynkach i uzyskać za nie dobre ceny”, jeden z sadowników zamieścił bardzo interesujący wpis pod artykułem. Za zgodą sadownika Krzysztofa zamieszczam jego komentarz, który uważam zachowuje pewien balans w poglądach drugiej strony:
(…) Po pierwsze w Polsce nie ma żadnej nadprodukcji jabłek i z pewnością pomimo embarga wszystko byłoby zagospodarowane. Najlepiej pokazała to wiosna 2020 roku. Czy wtedy nie było embarga? Cena rosła z dnia na dzień. Trzeba powiedzieć o tym wprost: Wszędzie są sady!
Tak jak my Polacy czerpaliśmy wiedzę od zachodnich kolegów, jak sadzić co sadzić, tak samo koledzy ze wschodu podpatrzyli jak to się robi u nas i tak mamy na Ukrainie, Białorusi, Mołdawi, Serbii, Rosji, Kazachstanie, Uzbekistanie i Bóg wie gdzie jeszcze sady!
Tylko w Polsce dochodzi do takiej patologii, gdy np.zaczyna się Polska truskawka, czy czereśnia to sprowadza się na Bronisze całe tiry importu z Grecji lub Serbii. Dlatego grono kupujących w Polsce bardzo się zmniejszyło.
(…)
Jestem pewien, że gdyby coś na wschodzie nie wyszło, nagle by tamtejsi odbiorcy szybko przypomnieli sobie o Polskim jabłku, jak np.w tym sezonie pokazała sytuacja z gruszką, która osiągnęła bardzo dobre ceny, ponieważ u największych producentów, czyli Włochów-coś nie wyszło z produkcją.
To, że na Białoruś nie idzie jabłko, jest totalną bzdurą, nie ma obecnie żadnego embarga ze względów politycznych!
Jeżeli chodzi o rynek egipski, to wydaje mi się, że uratował on całkowicie sytuację tak dramatyczną w ubiegłym sezonie, gdyż od października ubiegłego roku eksport szedł pełną parą do lipca bieżącego na wszystkich praktycznie firmach. Gdyby nie to, obstawiam, że przemysł byłby wiosną po 0,07 zł. Podobna sytuacja jest z jabłkiem przemysłowym.
Ciągle piszecie, że jest za dużo, że są kolejki, bo głupi chłop nie chce zmarnować daru Bożego, jakim jest jabłko, ale nikt nie mówi o tym, że przetwórnie, które mogą na dobę przerobić 2t yś.ton jabłka pracują na tz. „pół gwizdka„ stwarzając sztuczny tłok wprowadzając limity dostaw, gdy jednocześnie zapotrzebowanie na koncentrat mają ogromne.
Reasumując to wszystko, myślę że przez tyle lat nie było i nie ma nadal w sadownictwie prężnej organizacji, która by coś kol wiek próbowała zmienić poza apelami Pana Maliszewskiego jak nie do przetwórców, to do sieci marketów, gdy już mleko się rozlało i wszyscy wiemy, że i tak to nic nie zmieni. Pozdrawiam wszystkich sadowników.