Wrzesień to dla sadowników czas intensywnych zbiorów. W sadach królują odmiany letnie i wczesnojesienne, a w tym momencie na szczycie listy stoi Gala. Jej zbiory idą pełną parą, a sady szykują się na kolejne odmiany jak np. Golden. Ale na rynku hurtowym w Broniszach, gdzie ceny i trendy kształtują przyszłość sadownictwa, pojawiło się coś, co wywołuje spore zdziwienie: Szampion. Tak, drodzy Państwo, dobrze czytacie. W pierwszej połowie września, zanim ta odmiana osiągnęła pełną dojrzałość, pojawiły się skrzynki z niedojrzałymi, surowymi jabłkami. Ich cena? Od 3 do 4 złotych za kilogram.
Czym kierował się sadownik, który podjął decyzję o zbiorze tych niedojrzałych, wręcz niesmacznych owoców? Jabłka te w żaden sposób nie mówią „zjedz mnie” ani „jestem gotowy do zbioru”. Trudno zrozumieć ten pośpiech. Czy to chęć uzyskania kilkudziesięciu groszy więcej na kilogramie na rynku hurtowym? Możliwe. Lecz to działanie, które może mieć katastrofalne skutki dla całego rynku.
Konsumenci, chcą cieszyć się smakiem idealnie dojrzałego jabłka. Każdy z nas ma swoje ulubione odmiany, ale łączy nas jedno – oczekiwanie na owoc, który jest słodki, chrupiący i soczysty. Kiedy kupujemy niedojrzały, kwaśny owoc, nasze rozczarowanie jest ogromne. Wystarczy jedna taka wpadka, by zrazić się do danej odmiany, a nawet do konkretnego sprzedawcy czy miejsca zakupu. Niedawno sama przekonałam się o tym na własnej skórze, kupując jabłka odmiany Lobo. Owoce na zewnątrz wyglądały pięknie, ale w środku były twarde i zielone, a ich smak był tak nieprzyjemny, że aż trudno to opisać. To doświadczenie pozostawiło gorzki posmak.
To, co wydaje się drobnym błędem jednego sadownika, może mieć dalekosiężne konsekwencje. Kiedy klient kupi surowe jabłka, jest duża szansa, że nie wróci po kolejne, a zła opinia szybko się rozniesie. Taki pośpiech podważa zaufanie konsumentów do polskich owoców i do ciężkiej pracy sadowników.
W Polakach drzemie ambicja, by być pierwszymi za wszelką cenę. O ile na arenie sportowej ma to głęboki sens, o tyle w sadownictwie pośpiech rzadko popłaca. Sezon na jabłka to maraton, a nie sprint. Czekanie na odpowiedni moment zbiorów, dbałość o jakość i dojrzałość owoców to klucz do sukcesu. Tylko wtedy polskie jabłka będą mogły konkurować na globalnym rynku, konsumenci, będą z dumą sięgać po owoce z polskich sadów. Czas, by sadownicy zrozumieli, że cierpliwość i jakość są więcej warte niż kilka dodatkowych groszy na starcie sezonu.






