Dziś w Polsce, by móc żyć wyłącznie z rolnictwa, trzeba użytkować co najmniej 50 hektarów gruntów. Trudno nie zauważyć skali zmian demograficznych, ekonomicznych i społecznych, które dokonały się na polskiej wsi. Niektóre zaskakują, inne wręcz niepokoją. Porozmawialiśmy o tym z prof. Moniką Stanny, ekonomistką, geografem, specjalistką od rozwoju lokalnego i regionalnego. – czytamy na portalu money.pl
Paweł Gospodarczyk, money.pl: Jaka jest polska wieś?
Monika Stanny, profesor w Instytucie Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN: Bardzo zróżnicowana i to zróżnicowanie będzie się pogłębiało. Jednak nie jesteśmy w tym odosobnieni. Wieś nie jest bowiem jednolita nigdzie na świecie.
W Polsce zauważamy dwa porządki przestrzenne tego zróżnicowania. Pierwszy to kontinuum historyczne, czyli podział na wieś wschodnią – relatywnie mniej rozwiniętą – i wieś zachodnią. Na tym porządku wciąż waży stygmat zaborów. Drugie kontinuum, umacniające się, dotyczy podziału na wieś podmiejską i wieś peryferyjną, czyli taką, która znajduje się przy granicy województw. Wieś peryferyjna obecnie intensywnie wyludnia się, poziom jej rozwoju jest względnie niski.
A w ujęciu całościowym? Dzieci rodziców mających gospodarstwo rolne coraz częściej decydują się na przenosiny do miasta.
Na pewno zmienia się tendencja, według której możemy mówić o wyludnianiu się wsi. Wieś na wschodzie Polski wyludniała się przez cały okres powojenny najintensywniej w kraju. Stąd jest ona relatywnie najstarsza, tzn. ma największy udział osób w wieku poprodukcyjnym. Teraz jednak istotny ubytek ludności obserwuje się głównie we wsiach północno-zachodniej Polski, m.in. z terenów popegeerowskich.
Zauważmy też, że obecnie na wsi współczynnik dzietności jest w mieście i na wsi jednakowy. Jeszcze w drugiej połowie lat 90. wynosił on 1,8 na wsi i 1,3 w mieście. Teraz w mieście to nadal 1,3, a na wsi… także 1,3. To pokazuje, jak pod względem demograficznym zaskakuje nas wieś. Gospodarstwa często są przepisywane na dzieci, które formalnie są wówczas ich właścicielami, ale robi się to głównie po to, żeby użytkujący gospodarkę rodzic mógł uzyskać preferencje ze Wspólnej Polityki Rolnej Unii Europejskiej.
Dzieci wyjeżdżają ze wsi, nie ma kto na niej zostać. Rodzice gospodarują na ziemi, ale nie chcą gospodarować dzieci. Jednak ziemi nie sprzedają, bo są z nią emocjonalnie związani, a do tego często czerpią korzyści z nieformalnej jej dzierżawy tym nielicznym rolnikom, którzy są na wsi. Dopiero dzieci już urodzone w mieście, które kontakt ze wsią miały tylko wakacyjny, będą bardziej skłonne do sprzedania przepisanego na nich pola. To przyszłe pokolenie nie będzie czuło większego związku emocjonalnego ze wsią. A zatem obecnie obserwujemy dokładnie to samo, co miało miejsce 30 lat temu w Niemczech. O ten czas jesteśmy w stosunku do nich opóźnieni. W tym także dotyczy to zmian w strukturze agrarnej.
Zaskakująco niska liczba mieszkańców wsi utrzymuje się dziś jedynie z rolnictwa. Skąd to zjawisko?
Doświadczamy końca jednej wsi, kojarzącej się nam ze stygmatem gorszości. To też wiąże się z ewolucją terminologii. Jeszcze w latach 70. w publikacjach naukowych pisało się o chłopach. Proces modernizacji w rolnictwie ukształtował pojęcie rolnika, a dziś właściwie posługujemy się mianem aktywnego producenta rolnego, które wprowadziła Unia Europejska. Polska jest chyba jedynym krajem UE, w którym wszyscy rolnicy nie są formalnie przedsiębiorcami. Rolnicy płacą KRUS, nie płacą takich podatków jak ZUS-owcy, osoby prowadzące działalność gospodarczą. Rolnicy – moim zdaniem na swoją zgubę – nie chcą poddać się fiskalizacji, bo wolą płacić niższą składkę ubezpieczeniową. Takie jest lobby.
Na pytanie, ile osób utrzymuje się w Polsce z rolnictwa, trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Nie mamy pełnego fiskalizmu, więc nie znamy dokładnych liczb. Na wsi w Polsce mieszka 15 mln osób. Może trudno w to uwierzyć, ale ta liczba utrzymuje się od zakończenia II wojny światowej. To dlatego, że nadwyżka ludności z demograficznej reprodukcji emigrowała do miasta, tzn. przyrost ludności na wsi wynikający z większej liczby urodzeń niż zgonów był „konsumowany” przez miasto. Sprzyjała temu industrializacja i urbanizacja kraju.
Czy to koniec wsi, jaką znamy?
W ostatniej dekadzie nieznacznie zmniejsza się wskaźnik urbanizacji kraju – zaledwie z 61 do 60 proc. Politycy, wykorzystując ten fakt, powtarzają, że liczba mieszkańców wsi się zwiększa. Nie do końca tak jest. Przeciętnie w trzech na dziesięć gmin w Polsce notuje się wzrost zaludnienia – to głównie gminy podmiejskie. W pozostałych siedmiu ludzi po prostu ubywa. Jeżeli weźmiemy 15 mln ludzi mieszkających na wsi i spośród nich wybierzemy jedynie te osoby, które ukończyły 15. rok życia, to mamy ich około 12 mln. To są osoby zdolne do pracy. Wśród nich są tacy, którzy posiadają ziemię lub są członkami gospodarstwa domowego z użytkownikiem gospodarstwa rolnego. To inaczej ludność związana z gospodarstwem rolnym, ale to nie znaczy, że w nim pracują.
Aktywnych zawodowo pracujących w rolnictwie mamy w Polsce ok. 1,4 mln osób. To 20 proc. spośród wszystkich zdolnych do pracy na wsi. Poza rolnictwem pracuje więc 80 proc. Te niespełna półtora miliona osób w zestawieniu z ogółem populacji wsi, czyli 15 mln osób, to już tylko niecałe 10 proc. Nie można więc mówić o końcu wsi, jaką znamy, pod kątem źródła utrzymania jej mieszkańców. Powiedziałabym raczej o postępującym zróżnicowaniu wsi. Zmniejsza się liczba osób utrzymujących się z rolnictwa, ale nie wiadomo, o ile – na to pytanie powinny dać odpowiedź wyniki przeprowadzonego w ubiegłym roku spisu powszechnego. Na pewno dziś w naszym kraju trudno znaleźć gospodarstwo domowe, które utrzymuje się wyłącznie z rolnictwa. Tych, którzy dysponują areałem mniejszym niż 50 ha, po prostu na to nie stać.
Dodajmy, że procent utrzymujących się z pracy w rolnictwie się zmniejsza, ale nie dzieje się to tak szybko, jak powinno. Proces dezagraryzacji ekonomicznej w Polsce jest zbyt powolny w relacji do państw UE. Polscy rolnicy muszą zrozumieć, że to proces konieczny i nieodwracalny. Demografia zmieniła nam wieś, nie ma odpowiedniej zastępowalności pokoleń, nie ma dzieci, które chciałyby utrzymywać się z rolnictwa. Nie da się na siłę odwrócić demograficznych i społecznych trendów.
Polska wieś staje się coraz mniej konserwatywna?
Podmiejska owszem, ale wydaje mi się, że wciąż konserwatywna jest wieś peryferyjna, w której funkcja rolnicza w lokalnej gospodarce nadal odgrywa istotną rolę. Najbardziej konserwatywne obszary w Polsce to wieś podkarpacka i małopolska, w której funkcja rolnicza zanika, a także małe miasteczka w całej Polsce, w których aktywność zawodowa jest najniższa. Rolnicy są obecnie coraz bardziej rozważni, zdystansowani i mniej skłonni do zawierzenia populistycznym hasłom polityków.