w

Jacek Pruszkowski: Wielu z nas myśli o tym w kategoriach; oby jak najwięcej zmarzło…

foto: Jacek Pruszkowski

Zima, zima…
Wielu straszy nas srogą zimą. Wielu z nas myśli o tym w kategoriach; oby jak najwięcej zmarzło, byleby tylko mój sad oszczędziło. Może to nam pomoże? To zrozumiałe i zwyczajnie ludzkie – zaczyna takim zdaniem swój wpis Jacek Pruszkowski na Facebook. Dalej czytamy:

Spróbujmy jednak przeanalizować, tak po chłopsku, cóżby się stało z naszą produkcją, gdyby powtórzyła się sytuacja z sezonu 1986/87. Ogólnie straty byłyby nieporównywalnie większe z uwagi na mniejszą wytrzymałość na mróz praktycznie wszystkich aktualnie powszechnie stosowanych podkładek, odmian jak również gatunków stanowiących trzon naszych upraw. Skupmy się na produkcji owoców pestkowych i ziarnkowych. Największe straty ( praktycznie 100%) odnotowałyby gatunki pestkowe. Również produkcja grusz zostałaby praktycznie ,,skasowana mrozem. Pozostałby jedynie jakiś niewielki procent jabłoni na terenach najbardziej korzystnie położonych. I co w tej sytuacji? Jak to odbudować? Czy jest taka możliwość? Wtedy daliśmy radę. Przecież w konsekwencji zimy i koniecznej odbudowy upraw sadownictwo dokonało w końcu lat 80tych ogromnego skoku technologicznego, jakościowego i ilościowego. Więc może i teraz sroga zima byłaby swoistym ,,dobrodziejstwem dla wielu. Otóż nie!

Dalej Jacek Pruszkowski kontynuuje:

Śmiem twierdzić, że skasowałaby naszą gałąź rolnictwa na długie lata, może i bezpowrotnie! Dlaczego? Po pierwsze i najważniejsze nasz kraj jest nie izolowany ( tak jak wtedy poprzez sytuacje geopolityczną) od napływu owoców z całego Świata. Nie nastąpiłyby więc ani niedobory na rynku ani ceny nie osiągnęły by o wiele większych pułapów. Zwyczajnie konsument dostałby w zamian towar z części kontynentu czy globu nie dotkniętego klęską. A co do samej odbudowy produkcji. Jesteśmy również w zupełnie innej sytuacji. Starsi pamiętają jak wszędzie wokół dymiły kominy i unosiła się para z pieczarkarni, na które zamieniły się prawie wszystkie przechowalnie, stodoły i piwnice. Powstały nawet lokalne ogromne zakłady produkcji podłoża do pieczarek prowadzone przez sadowników. Pamiętamy warkot pił napędzanych paliwem lotniczym, które było dystrybuowane na preferencyjnych warunkach poprzez sieć GS-ów.

Część producentów, która miała kontraktację powinna pamiętać również rekompensaty za każde wycięte drzewo. Pamiętamy gdy w miejsce usuniętych sadów powstawały plantacje pomidorów, ogórków, kapusty i innych warzyw oraz szkółki drzewek owocowych. Tak na sezon, dwa lub trzy, byleby dotrwać do momentu kiedy pokażą się pierwsze owoce na nowo sadzonych drzewach. Powstawały nowe plantacje krzewów jagodowych, oprócz znanych gatunków rozpoczęto produkcje borówki i aronii. Pamiętam mojego kuzyna, z którym uczęszczałem do tej samej szkoły średniej, który po wakacjach spędzonych z piłą spalinową w ręku przyszedł z taka ,,masą mięśniową, że budził ogólny podziw. Któż z młodych chciały teraz tak spędzić wakacje? Pamiętam również ogromne zaangażowanie naukowców Instytutu w Skierniewicach, SGGW , ogromny wysiłek pracowników ODR-ów, którzy wraz z sadownikami doprowadzili do tego, że nasze sadownictwo nie tylko się obroniło, ale poprzez ogromne unowocześnienie, po kilku latach stało się potęga budzącą zazdrość nie tylko w naszym kraju ale również za granicą.

A teraz co? Nie mamy ani funduszy, ani możliwości szybkiego zastąpienia produkcji owoców inną produkcją. Nie mamy cystern paliwa zakopanych pod podwórzami. Mamy dużo większe koszty bieżące dotyczące utrzymania infrastruktury i obsługi kredytów. Nie mamy taniej i dostępnej siły roboczej. Nie mamy bazy naukowej ani realnego wsparcia państwowego doradztwa. Nie mamy młodych chętnych do przejmowania gospodarstw. Wiemy też, że braki na rynku nie spowodują oczekiwanego, znaczącego wzrostu cen i zostaną błyskawicznie uzupełnione produktami , z zewnątrz. Ktoś powie, a wsparcie? No cóż, na to też nie można specjalnie liczyć. Dlaczego? Cały system reagowania kryzysowego w Unii Europejskiej oparty jest o Organizacje Producentów i dystrybuowany poprzez ich programy operacyjne. A my co?

Rozwaliliśmy wszystkie grupy, plujemy na te nieliczne, które funkcjonują i ,,wieszamy psy na unijnej organizacji rynku. Tylko nieliczne , które już chyba można policzyć na palcach rąk Organizacje Producentów realizują programy operacyjne. A przecież patrząc realnie, nie możemy już liczyć , że ktoś kolejny raz przekona Komisje Europejską by ratować nas poprzez ,,specjalne rozporządzenia. Kilka lat temu zadałem publicznie pytanie przedstawicielce Departamentu Rynków Ministerstwa Rolnictwa, co będzie jeśli dotknie nas klęska lub kryzys? Odpowiedziała: ,,Dobre pytanie… Nie liczmy więc Koledzy na ,,dobroczynny mróz, bo możemy się srodze przeliczyć…

autor: Jacek Pruszkowski

źródło:

UDOSTĘPNIJ

Zatrzymali mężczyznę podejrzanego o kradzież nawozów

Opady śniegu, a później nadejdzie siarczysty mróz