Pogoda nam, póki co, sprzyja, choć mogłoby częściej padać. Mówić możemy, że na drzewach jest sporo znakomitej jakości śliwki – zaznacza Michał Skotnicki, sadownik z gminy Szydłów.
Zbiory śliwek wkraczają w coraz intensywniejszą fazę, największe śliwkobranie tradycyjnie na jesieni. Owoców przeróżnych odmian jest bardzo dużo, z czego sadownicy są zadowoleni. W trwogę wprowadza z kolei malejąca cena. Od początku rwania spadła z 4 złotych do 1,20.
Wczesne odmiany śliw już zebrane, trwają właśnie zbiory tych „średnich”. Największe prace nadejdą oczywiście jesienią wraz z dojrzewaniem późnych. Dziś sadownicy określają plony jako dobre. – Nie było przymrozków, nawałnic, prawie całą gminę ominęły gradobicia. Ostrożnie, bo nie wiadomo, co przyniesie pogoda, możemy mówić, że na drzewach jest sporo znakomitej jakości owoców – mówi Michał Skotnicki, sadownik z gminy Szydłów, były starosta powiatu staszowskiego.
Z plonów zwłaszcza cieszą się ci, którzy w sadach stosują podlewanie kropelkowe ze studni głębinowych. Susza dała we znaki tam, gdzie drzewa radzą sobie bez sztucznego nawadniania. Widać, że owoców jest mniej i są nieco mniejsze. Dobry urodzaj szykuje się na jesiennych odmianach.
Sezon zbiorów rozpoczął się dość optymistycznie, od cen wynoszących nawet 4 złote za kilogram. Jednak wraz z dojrzewaniem kolejnych odmian, stawki spadają. – Od dwóch do czterech złotych za kilogram to kwoty, które są do przyjęcia. Natomiast 1,20 złotego to zdecydowanie za nisko– wyjaśnia Michał Skotnicki. – Przy dzisiejszych kosztach produkcji, cen nawozów, środków ochrony roślin, paliwa i pracowników, nie ma szans, by ta praca się opłaciła. W dodatku, są odmiany które wymagają kilkukrotnego zrywania owoców ze względu na nierówne dojrzewanie. Przy takich robotach koszty zbioru rosną. Plusem jest fakt, że mamy pracowników. W tym roku są to przede wszystkim obywatele Ukrainy.
Jak relacjonuje echodnia.eu sadowniczka z naszego terenu, na giełdzie rolnej w Sandomierzu cena za 20-kilową skrzynkę śliwek wynosi 15 złotych. – Ludzie tam nocują chcąc sprzedać zebrane owoce. Na rynku pojawiły się śliwy z importu, dla nas stawka spada i staje się nie do przyjęcia – mówi.
– Wszystko, co potrzebne do gospodarstwa, drożeje. Ludzie dziś płaczą, bo zrywając owoce, płacąc pracownikom, sprzedając po złotówce za kilo, wychodzą na zero. Mało tego, ceny spadają kiedy do skupu ustawia się kolejka. Tak nie powinno być. My rano mamy nadzieję na uczciwy zarobek, wynajmujemy ludzi, a wieczorem się okazuje, że nie mamy zysku. Po takim sezonie, braknie nam pieniędzy na nawozy, na środki ochrony. Z czego żyć? Państwo musi uregulować zasady handlu, tak jak w sklepie ceny są stałe, takie powinny być dla nas – grzmi kobieta.
Sadowniczka zaznacza, że w tym roku wyjątkowo obrodziły także sady jabłoniowe i wiśniowe.
Tych owoców jest bardzo dużo, a ceny? Wiśnie są bardzo tanie i wszystko wskazuje na to, że podobnie będzie i z jabłkami. – wyjaśnia.
- źródło: echodnia.eu
Jeszcze jabłek zwieźć z upainy bo trza pomagać
Poprawka podziały żeby nikt nie mówił że analfabeta
No i co nikt nie strajkuje widocznie pasuje cena jak maliny letnie podziały z 17 na 15 krzyk A teraz jesienna po 11 i nikt nic nie mówi