Branża sadownicza musi zderzyć się z dwoma dużymi problemami wewnątrz kraju.
Pierwszym jest to, co uderza w wiele biznesów — drastyczne podwyżki cen energii.
— Cena energii elektrycznej wzrosła dwukrotnie, a zużywamy jej niesamowite ilości, szczególnie do zasilania urządzeń do nawadniania upraw i chłodni na owoce. Olej napędowy to kilkudziesięcioprocentowy wzrost nakładów, a jest on podstawą w pracach w każdym gospodarstwie — wymienia Mirosław Maliszewski dla portalu Business Insider Polska .
Z drugiej strony, zaczyna brakować pracowników. Uchodźcy z Ukrainy, jeśli nadal są w kraju, to przede wszystkim w dużych miastach. A mężczyźni w wieku produkcyjnym w ogóle nie mogą opuścić terytorium naszego wschodniego sąsiada. Pracownicy są zbyt drodzy albo nie ma ich wcale.
— Mamy tysiące ton niezebranych owoców, niewłaściwy termin zrywania niektórych gatunków i wzrost stawek o kilkadziesiąt procent rok do roku — opowiada Maliszewski.
— To wszystko sumarycznie odbija się na średnim wzroście kosztów produkcji, przechowywania i sortowania jabłek na poziomie 80-100 proc. w ciągu dwóch ostatnich sezonów — dodaje Przemysław Błądek, członek Appolonii w wywiadzie dla Business Insider Polska .
Rosnące ceny produkcji i trudniejszy dostęp do pracowników sprawia, że jabłka powinny drożeć. Trudno jednak o przeniesienie kosztów, gdy na krajowym rynku jest ich zbyt wiele. Ceny zatem nie rosną tak, jak oczekiwano.
autor: Grzegorz Kowalczyk, dziennikarz Business Insider Polska