Unia Europejska zamierza zrewolucjonizować system dopłat bezpośrednich dla rolników. Beneficjentami środków – w grę wchodzi w przypadku Polski kilkanaście miliardów złotych – będą mogli zostać tylko rolnicy „aktywni”, którzy zajmują się produkcją rolną i przynajmniej częściową się z niej utrzymują.
Prawo do pieniędzy mają stracić za to właściciele gruntu, który leży odłogiem lub który jest dzierżawiony.
Dopłaty na nowych warunkach przysługiwałyby około 400 000 rolników –nie będzie wśród nich Kościoła, który posiada najprawdopodobniej (odmawia odpowiedzi na pytania o faktyczny stan posiadania) ponad 150 000 hektarów. PiS zadeklarował już, że jest przeciwnikiem takiego rozwiązania
14,6 mld zł – tyle pieniędzy przekazuje co roku Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa na konta 1,4 mln uprawionych do pobierania dopłat bezpośrednich. Jest wśród nich większość parafii: jeśli mają mniej niż 15 hektarów ziemi, państwo przekazuje im za darmo brakujący areał.
Kościół jest w związku z tym jednym z największych (a prawdopodobnie największym) prywatnym właścicielem ziemi w Polsce, a co za tym idzie – trafia do niego także jedna z większych puli z dopłat. Dokładne oszacowanie tej kwoty nie jest możliwe, gdyż nie tylko nie znany jest publicznie stan posiadania Kościoła, lecz także o dopłaty wnioskują poszczególne parafie. Wiadomo, że kwoty, jakie otrzymują, to od kilku do kilkuset tysięcy złotych rocznie. W Polsce jest ponad 10 000 parafii.
Unia Europejska chce odejść od dopłat bezpośrednich do areału i zacząć premiować rolników, którzy są aktywni i którzy zmieniają swoją produkcję tak, by być mniej szkodliwym dla środowiska. Żeby móc uczestniczyć w takim programie, trzeba wykazać, że gospodaruje się daną ziemią. Część z rolników działa zarówno na swoich, jak i najmowanych gruntach i nie może otrzymać pieniędzy za pracę wykonaną na cudzej ziemi.
Zmiany w programie dopłat mają zacząć obowiązywać od 1 stycznia 2023 roku. Część środków z pierwszego filara Wspólnej Polityki Rolnej ma zostać przesunięta na płatności dla rolników, którzy wdrażają programy służące klimatowi.
Przeciwko zmianom jest PiS, którego europosłowie głosowali przeciw w Parlamencie Europejskim. Partia rządząca domaga się, żeby definicja aktywnego rolnika była nieobowiązkowa, a co za tym idzie – żeby zostało utrzymane obecne status quo. W praktyce będzie to oznaczać wyłączenie dużej części polskich gruntów z działań środowiskowych i uniemożliwi przekazywanie dopłat rolnikom, którzy naprawdę potrzebują ją przy produkcji żywności, a nie właścicielom ziemi, która nie jest uprawiana.
źródło: RadioZET.pl/Business Insider Polska