w

Powódź w 2024 roku większa od tej z 1997 roku

Wśród powodzian, którzy znaleźli schronienie w salach sportowych miejskiego basenu, jest też pan Marek. Gdy wyjeżdżał, w jego domu był już metr wody. Podobnie jak pan Marek, mężczyzna, który utonął, pochodził z Krosnowic.

Jak mówi mężczyzna, on dał się ewakuować. Jest jednak przekonany, że na to samo nie dało się namówić wiele pozostałych w mieście osób – szczególnie starszych, w tym jego sąsiadka.

– Pamiętam, że w 1997 roku siedziała na dachu. Podpłynęła amfibia, kazali jej wchodzić do środka, ale nie zeszła. Chcieli ją wciągać siłą, ale powiedziała, że nie i koniec. Dwa dni siedziała na tym dachu – wspomina. I dodaje: – Tylko wtedy, po trzech dniach, już nie było tej wody. Teraz jest znacznie gorzej.

Powódź 2024 bije 1997 na głowę

W Kłodzku wszyscy powtarzają, że powódź, która teraz dotknęła miasto, jest znacznie gorsza od tej sprzed ponad ćwierć wieku. – To się miało już nigdy nie powtórzyć i co? – pyta. – Wtedy moje mieszkanie było zalane całkowicie. Teraz jest gorzej. Nie chcę myśleć, co będzie dalej – mówi Wojciech.

Zalane są też niedalekie Krosnowice. – Wtedy miałem w domu wody na 1,2 metra, ale posesja nie była tak zalana, jak jest teraz. Teraz wszystko wokół jest pod wodą. Dom, budynki, no wszystko – mówi Marek.

Dramatyczna walka z powodzią toczy się także w okolicy szpitala. Kiedy przyjeżdżamy na miejsce, przed placówkę podjeżdża beczkowóz. Dyrekcja zapewnia, że panuje nad sytuacją, ale woda obok podnosiła się w ciągu dnia w zatrważającym tempie.

W normalnych okolicznościach szlaban szpitala dzieli od koryta rzeki blisko 250 metrów. W niedzielne popołudnie rzeka niemal wdzierała się już do budynku. Brakowało także wody pitnej, którą ostatecznie dostarczono beczkowozem.

Poziom wody rośnie w zatrważającym tempie – mówią okoliczni mieszkańcy z ulic Młodych i Zamiejskiej, którzy już powynosili rzeczy na piętra. Teraz zabierają się za wywożenie samochodów. – W 1997 aż tak źle nie było. Ta woda tu nie sięgała, a najgorsze podobno ciągle przed nami – słyszymy.

Przed szpitalem nie brakuje też rodzin pacjentów. Wszyscy obawiają się kolejnych godzin. I martwią się o tych najciężej chorych.

– Nie panikujemy, ale nie wygląda to dobrze. W 1997 roku mnie to tak nie przerażało, jak teraz – słychać rozmowy osób, które przed szpitalem pakują piasek do worków.

Kto zapłaci?

Powodzianom trudno nie myśleć o tym, że kiedy woda opadnie, poszkodowanych czekają remonty lub nawet odbudowa domów.

– W 1997 musiałem skuć całe lamperie na parterze. Pamiętam, że wtedy dostaliśmy sześć tysięcy złotych od państwa – wspomina Marek i dodaje: – Wielkie to g*** było, ale zawsze coś. Ciekawe, co ci pokażą, bo to przecież – w jakimś tam stopniu – ich wina – zarzuca.

autor: Dorota Kuźnik, dziennikarka Wirtualnej Polski

czytaj więcej na wp.pl

zródło: wp.pl

UDOSTĘPNIJ

Dramat na wsiach. „Mamy zostawić, żeby się potopiło?” [VIDEO]

Ceny jabłek na rynku hurtowym Bronisze – 16 września 2024r.