Osobiście odbieram to z niepokojem. Są nadzieje, że sytuacja się poprawi, a żywność będzie zdrowsza, mimo że wyprodukujemy jej mniej. Obawą producentów żywności jest to, iż jak wyprodukujemy mniej żywności, to zabraknie jej na rynku. Z kolei konsument będzie zdenerwowany, że wszystko idzie do góry. (…) Polski Ład sam się wprowadza poprzez ceny nawozów i środków ochrony roślin. Ograniczenia emisji dwutlenku węgla, śladu węglowego będą naturalnie postępować przy bieżącej inflacji i wzroście cen środków do produkcji – powiedział Janusz Walczak, zastępca przewodniczącego NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych, w programie „Wieś – to też Polska” na antenie TV Trwam.
W życie weszły przepisy związane z Nowym Ładem. Janusz Walczak zwrócił uwagę, jak do reformy podatkowej i bieżącej sytuacji odnoszą się rolnicy.
– Osobiście odbieram to z niepokojem. Są nadzieje, że sytuacja się poprawi, a żywność będzie zdrowsza, mimo że wyprodukujemy jej mniej. Obawą producentów żywności jest to, iż jak wyprodukujemy mniej żywności, to zabraknie jej na rynku. Z kolei konsument będzie zdenerwowany, że wszystko idzie do góry – wskazał zastępca przewodniczącego NSZZ „Solidarność” RI.
– Polski Ład sam się wprowadza poprzez ceny nawozów i środków ochrony roślin. Ograniczenia emisji dwutlenku węgla, śladu węglowego będą naturalnie postępować przy bieżącej inflacji i wzroście cen środków do produkcji. Powinno być to naszym wyborem, a nie ekonomicznym przymusem względem tego, co jest na rynku – dodał.
Gość TV Trwam odniósł się do stanu gleb w Polsce i na Zachodzie.
– W Polsce nie używano więcej nawozów, niż było trzeba. To, co robił Zachód, poskutkowało tym, że powstały tam bomby ekologiczne. Całe środowiska są zatrute poprzez to, że zostało to przenawożone. Monokultura upraw zdegradowała glebę. Polskie gleby nie są zdegradowane przez działalność rolniczą, ale przez działalność przemysłową – mówił Janusz Walczak.
Jeśli Unia Europejska nie będzie w stanie zaspokoić swoich potrzeb żywnościowych, niezbędne okaże się importowanie żywności ze Wschodu. Pojawia się obawa dotycząca jakości sprowadzanych produktów.
– Cena kusi i stwarza okazję, żeby zafałszować jakość żywności. Pewne zasady wypracowane w Unii Europejskiej nie obowiązują krajów spoza UE. Rolą służb kontrolujących żywność jest to, żeby normy sprowadzanego pożywienia odpowiadały normom europejskim – podkreślił gość programy „Wieś – to też Polska”.
Polscy rolnicy są ekspertami od uprawy ziemi. Codzienność XXI wieku wymaga od nich, aby byli specjalistami także od prawa. Nieświadomi rolnicy mogą paść ofiarami niezrozumiałych przepisów.
– Co niektórym nie zależy na tym, żeby polskie stada się rozwijały. Wartość polskiej trzody chlewnej wynosi 23 mld zł. To są potężne pieniądze, które kuszą. Duże korporacje mają plany, żeby tutaj albo wprowadzić swoje rasy, albo handlować prosiakami, warchlakami lub przywozić gotowe półtusze. Ze smutkiem stwierdzam, że lekarze weterynarii pomagają wielkim firmom, żeby mali i średni rolnicy likwidowali podstawowe stada trzody chlewnej. To prowadzi do tego, że mięso wieprzowe osiągnie ogromne ceny. Korzyści z tego nie będą płynęły do polskiego rolnika i przetwórcy –zaakcentował Janusz Walczak.
– Są pewne przepisy, które normalne życie stawiają na głowie, bo przepis jest ważniejszy niż człowiek. Urzędnik powinien przyjść i powiedzieć, że to czy tamto jest źle i trzeba to poprawić. (…) Teraz daje się dwa tygodnie na usunięcie pewnych braków. Potem przyjeżdżają i jak rolnik czegoś tam nie poprawił, to albo dostanie mandat, albo będzie musiał zamknąć całą produkcję. Osoby, które o tym decydują, otrzymują państwowe pensje. My musimy zapracować na to, żeby utrzymać swoje rodziny i zainwestować w gospodarstwo, żeby dalej produkować. To jest ta mała różnica – powiedział zastępca przewodniczącego NSZZ „Solidarność” RI.
źródło: RADJO MARYJA