Skontaktowaliśmy się z Jackiem Maliszewskim, sadownikiem z okolic Grójca, aby porozmawiać o tegorocznym sezonie i wyzwaniach, z jakimi mierzą się producenci owoców. Jacek podzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat walki z chorobami, wpływu pogody oraz ogólnej kondycji sadów.
Walka z parchem – ciągłe wyzwanie
Choć pierwotne infekcje parcha jabłoni już się zakończyły, Jacek Maliszewski podkreśla, że walka z tą chorobą trwa nadal. „W tym momencie obserwujemy już plamy parcha na liściach,” mówi sadownik. Zauważa wyraźną różnicę między dwiema swoimi działkami. „Tam, gdzie mamy ochronę przed przymrozkami i gdzie o sad okoliczne dbano w odpowiedni sposób, nie mamy problemu z parchem.”
Sytuacja wygląda inaczej na sąsiedniej działce, zlokalizowanej w pobliżu sadów ekologicznych, które nie są objęte tak intensywną ochroną. „Na drugiej działce, gdzie w okolicy są sady ekologiczne i niechronione, trafiają się nieliczne plamy parcha na liściach,” przyznaje Jacek. Co ważne, na samych zawiązkach owoców w sadzie nie zaobserwował jeszcze żadnych oznak choroby.

Porównując ten rok do poprzedniego, Jacek Maliszewski zaznacza, że intensywność zabiegów była podobna. „Nie był to rok, gdzie mieliśmy duże infekcje; presja była na średnim poziomie. Myślę, że każdy profesjonalny sadownik poradził sobie z parchem” ocenia. W dalszej ochronie przed parchem, sadownik zamierza opierać się na zabiegach z użyciem kaptanu, aplikowanego co 14-21 dni. Dla sadownika z Grójecczyzny nie był też wyzwaniem mączniak jabłoni, w jego sadzie choroba ta ma marginalne znaczenie.
Pogoda i kondycja drzew – nieprzewidziane zaskoczenia
Tegoroczny sezon przyniósł kilka zaskoczeń, zwłaszcza w kontekście pogody i jej wpływu na sady. „W tym roku zaskoczyła mnie ogólnie w niektórych sadach bardzo słaba barwa liści drzew,” zauważa Jacek. Inną kwestią, która zaskoczyła sadownika, były przymrozki. „Zaskoczył mnie też przymrozek, który nawet na wysokich stanowiskach wyrządził straty,” podkreśla.
Szczególnie dotknięta została odmiana Gala. „Gala jeszcze dwa tygodnie temu – myślałem, że będę musiał ją przerzedzać, a teraz tych jabłek jest po prostu za mało. Gala zaskoczyła mnie negatywnym opadem owoców,” wyznaje sadownik. W obliczu tych obserwacji, Jacek Maliszewski podjął decyzję o odstąpieniu od przerzedzania zawiązków, co okazało się trafną decyzją. „Bardzo dobrze, że nie stosowałem przerzedzania, bo się bałem. Są sady, które były przerzedzane w fazie kwitnienia i teraz mają tylko po 3-4 jabłka na wierzchołkach,” podsumowuje, wskazując na zmienność i nieprzewidywalność natury, z którą sadownicy muszą się mierzyć każdego roku.