Kiedy Marcin, sadownik, zobaczył, jak jego dojrzałe morele spadają na ziemię po silnym gradobiciu, natychmiast zgłosił szkodę do ubezpieczyciela. Wiedział, że czas działa na jego niekorzyść – owoce po gradzie były tuż przed zbiorem, a natura nie czeka.
Niestety, odpowiedź firmy ubezpieczeniowej była lakoniczna: „Czekamy, mamy dużo zgłoszeń”. Ekspert nie przyjechał. A morele… zaczęły gnić i znikać z pola.
Ten przypadek wywołał burzliwą dyskusję w jednej z największych grup sadowniczych w Polsce. Rolnicy dzielili się swoimi doświadczeniami, strategiami i – niestety – problemami z likwidacją szkód.
Sadownicy doradzają sadownikom – jakie działania warto podjąć?
Z komentarzy i rozmów jasno wynika kilka praktycznych kroków:
-
Zrób zdjęcia – dokumentacja fotograficzna to dziś podstawa, zwłaszcza gdy rzeczoznawca nie dotrze na czas.
-
Zostaw rząd drzew jako kontrolny – nawet jeśli trzeba zbierać, część upraw powinna pozostać nietknięta (najlepiej po konsultacji z ubezpieczycielem).
-
Napisz oficjalne zawiadomienie do firmy ubezpieczeniowej o planowanym zbiorze i załącz dokumentację zdjęciową.
-
Skonsultuj się z radcą prawnym lub biegłym z zakresu sadownictwa – prywatna opinia eksperta może być kluczowa, zwłaszcza jeśli później trzeba będzie dochodzić roszczeń.
System ubezpieczeń – absurd czy konieczność?
Wielu komentujących zauważa, że uzyskanie odszkodowania graniczy z cudem – nawet przy regularnych składkach. Przez trzy lata gradobicie może skutecznie zablokować możliwość zawarcia kolejnej umowy. Brak protokołu – brak pieniędzy. A zmieniające się warunki pogodowe i rosnące ryzyko tylko pogłębiają frustrację sadowników.