„Jakość za 30 groszy?” Gorzka ironia na rynku jabłek
„To szaleństwo co się dzieje w tym roku z jabłkam na obierkę” – mówi z wyraźnym zaskoczeniem doświadczony sadownik z okolic Chynowa. Jego słowa otwierają dyskusję na temat niepokojących trendów na rynku jabłek, gdzie tradycyjne pojęcie „jakości” wydaje się tracić na znaczeniu, a przynajmniej na wartości finansowej.
W sercu tej kontrowersji leży zaskakujący wzrost popytu na jabłka przeznaczone na obierki, czyli odpady z produkcji jabłek deserowych.
„Ja właśnie sprzedałem 'zapalonego’ Ligola za 1,7 zł za kilogram” – relacjonuje sadownik, odnosząc się do jabłek, które z powodu drobnych skaz lub uszkodzeń nie nadają się do sprzedaży jako owoce deserowe. „A ładny towar na sklep tylko 2 złote. To jest po prostu absurd” – dodaje.
Ta minimalna różnica w cenie, zaledwie 30 groszy, stawia pod znakiem zapytania cały system wartościowania w branży sadowniczej. Czy naprawdę wysiłek i koszty związane z wyprodukowaniem jabłka o idealnym wyglądzie, spełniającego wysokie wymagania wizualne narzucane przez sieci handlowe i konsumentów, są adekwatnie wynagradzane?
Popyt na „odpady” rośnie w zastraszającym tempie
Skalę tego zjawiska ilustruje relacja kierowcy, który odbiera jabłka od sadownika.
„Mówił, że w zeszłym roku wozili na zakład dwa samochody jabłek na obierkę tygodniowo, a teraz dwa dziennie! I co ciekawe,” – dodaje sadownik z uśmiechem, choć pełnym ironii – „ to jest nawet lepsze, bo biorą w skrzyniach i nikt ze wsi nie widzi, że jabłko się popsuło…”
Gdzie podziała się jakość?
W tej sytuacji, tradycyjne pojęcie jakości wydaje się być relatywne. Z jednej strony, handlowcy intensywnie poszukują „ładnych” jabłek odmian Princ, Ligol i Idared, oferując za nie 1,9-2 zł za kilogram w skrzyni. Z drugiej strony, zakłady przetwórcze płacą za te same odmiany, bez precyzowania wymagań co do wyglądu, 1,6-1,7 zł za kilogram na obieranie.
Warto również wspomnieć, że w przypadku sprzedaży na wagę, na środki trzeba oczekiwać standardowo około 60 dni, podczas gdy sprzedaż z przeznaczeniem na obierkę charakteryzuje się płatnością niemalże natychmiastową, co w branży określa się mianem zapłaty 'na kole’.”
„Czy ta cała jakość, o której ciągle trąbią grupy producenckie i te wszystkie firmy handlujące, jest warta tylko 30 groszy?” – pyta retorycznie sadownik.
To pytanie, choć retoryczne, zmusza do głębokiej refleksji nad przyszłością polskiego sadownictwa.
Czy producenci, dążąc do perfekcji w wyglądzie owoców, nie ponoszą zbyt dużych kosztów, które nie przekładają się na adekwatny wzrost dochodów? Czy rynek nie premiuje przypadkiem produkcji masowej, kosztem jakości i zrównoważonego rozwoju?
Sytuacja z okolic Chynowa pokazuje, że w dynamicznie zmieniającym się świecie, to, co uważane jest za „odpad”, może stać się cennym surowcem. Stawia to pod znakiem zapytania utarte schematy i zmusza do ponownego przemyślenia priorytetów w produkcji sadowniczej. Być może nadszedł czas na przewartościowanie pojęcia „jakości” i poszukiwanie nowych, bardziej zrównoważonych modeli produkcji, które uwzględniają zarówno walory wizualne, jak i użytkowe owoców.