Czy polskie sadownictwo przetrwa? – takim pytaniem zaczyna wpis na Facebook Jacek Pruszkowski. Zamieszczamy niżej Państwu tekst napisany przez Pana Jacka:
Od szeregu już lat borykamy się z wieloma problemami, które powodują, że nader często zastanawiamy się nad sensem naszej pracy, boimy się o przyszłość naszą, naszych dzieci i naszych gospodarstw. Na zaistniałą sytuację złożyło się wiele faktów okoliczności, w większości od nas niezależnych, które skupiły się w jednym czasie i spowodowały kryzys tak głęboki, że wielu z nas traci już nadzieję na godne życie i przetrwanie. Utrata rynków zbytu, wojna na Ukrainie, pandemia, inflacja, niedobór rak do pracy, wymagania i obostrzenia dotyczące ekologii, spadek spożycia owoców, drastyczny wzrost cen energii, paliwa i środków produkcji, zmonopolizowanie handlu tak owocami dla przemysłu jak i owocami deserowymi spowodowały kryzys, drastyczny spadek prestiżu zawodu sadownika i w efekcie widziane coraz częściej na siatkach, płotach i budynkach tablice ogłoszeniowe z napisem: ,,sprzedam”. Dzieci nie chcą przejmować gospodarstw, które są przecież dorobkiem wielu pokoleń i jeszcze kilka lat wstecz były wręcz wzorem i wydawały się potęgą nie do zachwiania. Teraz ta potęga jest na skraju upadku. Czy są jakieś nadzieje na poprawę? W najbliższym czasie chyba nie. Jeśli więc wiążemy dalej naszą przyszłość z sadownictwem musimy spróbować podjąć działania, które pomogą nam przetrwać i złagodzą skutki wszechobecnego kryzysu. Jakie? Takie, które są w zasięgu naszych możliwości. Oczywiście dostosowywanie produkcji do wymogów rynku, wysoka jakość, zastępowanie pracy ręcznej pracą maszyn, korzystanie ze zdobyczy nauki i techniki, maksymalizacja i adoptowanie wszelkich możliwych dotacji, dopłat itp. O tym wie każdy. Ale są rzeczy równie ważne, o których zapominamy i których znaczenia nie doceniamy. Często narzekamy na rządzących, polityków, związkowców, samorządowców. Wkurza nas ich ignorancja, niewiedza, niekiedy wprost zwyczajna głupota. Ale czy sami staramy się to poprawiać? Czy bierzemy udział w wyborach parlamentarnych i uczestnicząc kierujemy się kryteriami merytorycznymi głosując na tych , którzy w jakikolwiek sposób mogą nam sadownikom pomóc? Czy interes sadowników może reprezentować skutecznie perukarz, lekarz czy nawet leśnik? Czy w wyborach samorządowych również wspieramy naszych reprezentantów by skutecznie bronili naszych interesów na szczeblu lokalnym kształtując politykę podatkową ( wysokość podatku rolnego, podatki od nieruchomości czy od środków transportu), reagując w sytuacjach kryzysowych ( komisje ds. szacowania szkód),finansując szkoły, budując drogi, czy wydając zgody na zmiany przeznaczenia gruntów i inwestycje w naszym otoczeniu. Czy uczestniczymy w wyborach do Izb Rolniczych, które przecież są samorządem rolniczym i winny skutecznie nas reprezentować mając w dyspozycji spory procent naszych podatków? Czy delegujemy tam ludzi odpowiedzialnych, mądrych i wykształconych, czy może krzykaczy, demagogów oraz domorosłych ,,chłopskich filozofów”, którzy wybrani przez kilka osób uczestniczących w wyborach potrafią być niekiedy jedynie pośmiewiskiem? Czy uczestniczymy w działaniach związków branżowych, ich walnych zgromadzeniach i spotkaniach? Czy wybieramy tam swoich reprezentantów? Czy płacimy składki członkowskie, które w dużym stopniu przekładają się na skuteczność tych instytucji? Przecież muszą mieć one jakieś biura, stałych pracowników i wszystko to co składa się na realne i skuteczne reprezentowanie naszych interesów. Czy bierzemy udział w protestach i strajkach, czy może czekamy, aż zrobi za nas to ktoś inny? To wszystko o czym piszę składa się na jedno bardzo ważne określenie: ,,Lobbing”. Zastanówmy się teraz, każdy oddzielnie, czy potrafimy lobbować skutecznie na każdym szczeblu? Czy może umiemy tylko krytykować, wymagać, żądać i ,,mądrzyć się”?…
Jacek Pruszkowski
źródło: